8 sty 2022

rozdział czwarty

"Jeśli stracę siebie, stracę wszystko"


R A I K E S

        Od ceremonii pogrzebowej minęło parę tygodni. Po tak długim czasie spędzonym praktycznie tylko w łóżku, ciało Raikes było obolałe i ciężkie, a każdy mięsień zdawał się być sflaczały... Przyciąganie grawitacyjne materaca było bezlitośnie silne, a pościel wyjątkowo ciepła. Przez najświeższy okres żałoby to właśnie łóżko wydawało się być dla Shibakuchi jedynym dobrym i bezpiecznym miejscem. Niestety z czasem stało się jej małym więzieniem, czego w tym momencie była już świadoma – dlatego postanowiła się z niego wreszcie wydostać.

        Raikes śmierdziała po paru dniach niekorzystania z prysznica. Od przynamniej tygodnia miała na sobie te same ubrania, które razem z ukiszonym pod kołdrą potkiem tworzyły nieprzyjemną skorupę. 

        Z oczami utkwionymi w suficie, leżała nieruchomo pod kołdrą, co chwilę musząc sobie przypominać o tym, że przecież miała wstać. W trakcie godziny zdążyła podważyć swoją decyzję kilka razy, ale ostatecznie podniosła się do pozycji siedzącej.

        Ze skwaszoną miną, ociężałym ruchem odkryła się z kołdry i opuściła nogi na ziemię. Pochylona do przodu przetarła twarz dłońmi i westchnęła przeciągle, zastygając w bezruchu na kwadrans. Jej skronie pulsowały od bólu. Potrzebowała chwili, by zebrać siły w uśpionych mięśniach i poczekać aż zawroty głowy nieco zelżeją. W końcu niechętnie wyprostowała plecy i dźwignęła się ku górze. Długie, rude włosy jakie sięgały jej do pasa były oklapnięte i zaniedbane, pozostawiając nieprzyjemny dreszcz na skórze, o którą się ocierały. Pomrukując z niezadowoleniem pod nosem, Raikes leniwymi ruchami pozbyła się z łóżka starej pościeli. Rzucając ją na ziemię, z kolejnym ciężkim westchnięciem przeszła nad nią i pokierowała się do łazienki. 

        Tam wreszcie wlazła pod prysznic. Stanęła pod strumieniem wody i zadarła ku górze swoją twarz – poszarzałą, pozbawioną życia i zmęczoną – pozwalają ciepłym ścieżkom lać się po jej czole i policzkach w dół do reszty ciała. Z początku robiła tylko to – stała pod wodą, całkowicie oddając się regenerującemu uczuciu. Po raz pierwszy od dawna skupiła swoje myśli na sobie... Na tym w jaki sposób jej skóra reagowała na krople, które o nią uderzały, oraz na tym, jak rude włosy nabierały na wadze, gdy coraz mocniej nasiąkały wodą. Z czasem niedużą łazienkę zaczęła wypełniać świeża woń kosmetyków – kwiatowego szamponu i miodowo-waniliowego mleczka do ciała. Pachnąca para unosząca się w pomieszczeniu była miłą odmianą od smrodku znoszonej pościeli. 

        Choć całe to odświeżenie się zapowiadało niesamowitą zmianę, to Raikes nie poczuła się lepiej... Umyła zęby i twarz, a w skórę wmasowała kilka kremów i serum – może jej ciało poczuło się odrobinę lepiej, ale jej brat dalej nie żył, a ona dalej czuła się, jak gówno. 

        Nie pomogło odsłonięcie okien, zmiana pościeli na nową i wpuszczenie do pokoju świeżego powietrza. Nie pomogło ubranie czystego stroju, rozczesanie włosów i zjedzenie śniadania. Czuła pustkę. Wokoło niej panowała cisza, chociaż dzięki uchylonym oknom była w stanie słyszeć ćwierkanie ptaszków. Jej myśli nieco zmieniły kierunek, ale było ich ciągle za dużo. Przelewały się. Nie mogła się ich pozbyć ani ich wyciszyć. Teraz nie krążyły już tylko wokół Teja, a jej życia tutaj w Konoha... Ze zmęczenia i bezradności dochodziła do różnych wniosków. Na przykład takich, że tego mieszkania nie potrafiła nazwać swoim domem. Chociaż na tym łóżku, na jakim siedziała teraz, spędziła ogromną ilość nocy – również samotnych – czuła się tutaj jakby nadal była obca.

        Rozglądając się po pustym pomieszczeniu, ponurym wzrokiem kreśliła ścieżki po białych ścianach. Zawieszone na tablicy korkowej karteczki pamiętały jeszcze bardziej beztroskie dni, a napisane na niej przestarzałe notatki zdążyły wyblaknąć. Nawet ten widok nie poruszył kącikiem jej ust. Te nieustannie trwały w posępnym grymasie… Jej myśli zaczęły wędrować do czasów, w których pierwszy raz uleciało z niej życie, rozpoczynając ten mizerny okres, podczas którego jej dusza gniła z tygodnia na tydzień i miesiąca na miesiąc.

        Dzień, w którym jej serce pierwszy raz pękło na pół był dniem, w którym Kakashi poinformował ją o śmierci Jirayi. Ale cierpienie jakiego doświadczyła wtedy, było niczym w porównaniu do tego, co czuła teraz.

        Wiedziała, że nie nadawała się na żołnierza… Wiedziała, że bycie kunoichi przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie i sens, gdy wyrosła z bycia małą i zakompleksioną dziewczynką, potrzebującą tytułu shinobi, do tego by poczuć się wartościową. Tylko, że z jednej strony żałowała, że wciągnęła się w to jeszcze raz po powrocie do Konohy, ale z drugiej była zła na siebie, że nie było jej przy Teju tamtego dnia na polu walki… Miała świadomość tego, że do końca swoich dni będzie sobie wyrzygiwać, że nie udała się na front razem z nim, bo może gdyby tam była, Tej nadal by żył. Była zawsze dobra w gdybaniu i braniu na siebie odpowiedzialności nawet za coś, na co kompletnie nie miała wpływu.

        Drzwi do kawalerki pozostawały zamknięte, a jej oczy nieustannie były do nich przyklejone. Miała mętlik w głowie. Nie miała pojęcia co teraz ze sobą zrobić. Nie miała pojęcia, jak miała ruszyć do przodu i jak miała dalej żyć. W jej głowie momentalnie pojawiło się pytanie „Jak ja się tutaj znalazłam?”

    Poruszając głową, zbliżyła podbródek do ramienia. Opuszczając nieco wzrok w podłogę, zmarszczyła czoło i pozwoliła sobie na moment zadumy.

        W jednej chwili jej wszystkie myśli ucichły, a lisie oczy skupiły się na skromnym pęku kluczy, który leżał na podłodze obok szmacianej torby. Oddech ugrzązł jej w płucach.

        — Ja pierdolę… — szepnęła słabo, sięgając do zmęczonej twarzy dłonią, gdy pochyliła całe swoje ciało w przód, wspierając łokcie na kolanach. Wplatając palce w gęste włosy na czubku głowy, przymknęła powieki, czując ciężar na żołądku. Przypomniała sobie, że czekało ją najgorsze…

__

        Klucze zakołysały się w powietrzu, zawieszone kółeczkiem na jej środkowym palcu. Były trzy. Dwa srebrne – jeden od bramy, drugi od drzwi mieszkania i trzeci najmniejszy – złoty – do skrzyneczki pocztowej. Raikes stała przed budynkiem mieszkalnym, po drugiej stronie ulicy. Była tam sama z wyboru, chociaż z początku wyobrażała to sobie inaczej. Z początku potrzebowała, by był przy niej Kakashi, kiedy opróżniałaby mieszkanie zmarłego brata z jego rzeczy, ale rzeczywistość była taka, że Kakashi i tak nie miałby na to czasu, a ostatecznie Raikes czuła, że… Nie chciała go tam. Była jeszcze Kayeko, która na pewno przyszłaby tutaj z nią, ale pomimo tego jak mulatka potraktowała ją tamtego dnia w barze, wolała jej oszczędzić dodatkowego cierpienia.

        Biorąc głęboki wdech, postawiła przed siebie pierwszy krok. Przeszła na drugą stronę, otworzyła furtkę, wdrapała się na czwarte piętro i stanęła przed drzwiami pod numerem 115. Nieustannie ściśnięty żołądek dawał jej się we znaki… Wokół tych drzwi roztaczała się mroczna aura. Cisza panująca na korytarzu wywołała jedną myśl – to teraz słyszał Tej, głęboko pod ziemią.

        Drzwi wydały z siebie cichy i przeciągły dźwięk, kiedy je otworzyła… Były uchylone zaledwie w połowie, gdy samoistnie się zatrzymały ukazując skrawek kawalerki. Oczy Raikes zaszkliły się. Panele skrzypnęły pod pierwszym, a później drugim krokiem. Po przekroczeniu progu skórę Shibakuchi pokrył dreszcz. Nieprzyjemny, lodowaty i paraliżujący… Pomimo tego, że pomieszczenie w jakim się znalazła było… takie ciepłe. Jej usta zadrżały wraz z tą myślą. Kiedy je rozchyliła wdychając do płuc powietrze, zamknęła za sobą drzwi i utknęła przy nich. Oświetlony przez promienie słoneczne pokój wyglądał tak, jakby Tej wyszedł z niego zaledwie chwilę temu. Wszystko wokoło sprawiało wrażenie, jakby mężczyzna dalej żył i ta myśl była nie do zniesienia. 

         Opadając plecami na drzwi, odchyliła głowę i wypuszczając klucze na podłogę, drugą ręką pochwyciła za bolący żołądek, opadając pupą na panele.

        __

        Minął kwadrans. Raikes nadal siedziała na ziemi pod drzwiami, o które zapierała tył głowy. Pustym wzrokiem wpatrywała się w malutkie drobinki kurzu, unoszące się w powietrzu, pośrodku kawalerki. Minął kolejny kwadrans. Myśli kobiety krążyły wokół tamtego dnia. Zastanawiała się jak Tej zginął. Kto go zabił? Czym? Czemu Tej nie zrobił uniku? Nie dostrzegł nadciągającego ataku? Poświęcił się dla kogoś? Ta niewiedza ją wykańczała…

        Po może trzydziestu kolejnych minutach w końcu podniosła się do góry. Pociągając noskiem postawiła kilka pierwszych kroków przed siebie – ku pokojowi jaki stanowił na co dzień domową przestrzeń dla Teja. Szła wolno, ostrożnie. Przed zabraniem się do działania chciała dać sobie jeszcze chwilę na to, by psychicznie się do tego przygotować. Chciała poczuć się w tej przestrzeni chociaż odrobinę swobodniej. Poruszanie się po pokoju zmarłej osoby było wyjątkowo nieprzyjemnym doświadczeniem. Przestrzeń nie była duża, więc nie zapowiadało się na to, aby czekało ją dużo pracy – przynajmniej pod względem fizycznym.

        W pierwszej kolejności zatrzymała się przy niedużej meblościance. Jej oczy momentalnie odnalazły leżące na wierzchu koperty. Kilka otwartych, kilka zamkniętych. Z nimi przeplatały się różne kartki i – oczywiście – fotografie. Raikes zdziwiłaby się, gdyby znajdowały się w ramkach i były ustawione na przykład na oknie. Fotografie jako pierwsze wygrzebała z papierowej kupki i niespiesznie przejrzała, raz jeszcze siorbiąc noskiem. Zwiesiła wzrok na jednej z nich; przedstawiającej Takujiego i Kayeko. On był uśmiechnięty w pogodny i szczery sposób, a Kayeko w delikatny, nieco onieśmielony. Ślina cierpko przeszła mulatce przez gardło, a usta jakie pod wpływem chwili nieświadomie sama ułożyła w uśmiech, wygięły się ponownie ku dołowi. Jej twarz nieco pobladła, kiedy w głowie usłyszała swój własny głos, formujący się w słowa jakich nigdy nie powinna była mówić do Yakushi.

        — Ty idiotko… — szepnęła.

        Przekładając zdjęcie pod spód innych, nabrała więcej powietrza do płuc, gdy jej oczom ukazało się ich wspólne – jej i Teja. Raikes momentalnie opuściła obie ręce wzdłuż ciała i zbliżyła podbródek do ramienia, by ta konkretna fotka nie była nawet w zasięgu jej wzroku. Na opalonej twarzy pojawił się grymas rozpaczy, a złote oczy momentalnie się zaszkliły. Kręcąc z niedowierzaniem głową, Raikes wstrzymywała w sobie wybuch płaczu. Sądziła, że była w stanie sobie z tym poradzić bez niczyjej pomocy. Sądziła, że najgorszym miało być przekroczenie progu tej kawalerki. Głupiutka.

        Unosząc dłoń do twarzy, opuszkami palców wklepała w skórę rzadkie łzy, które ledwie co wydostały się z kącików jej oczu. Siorbnęła noskiem i wstrzymała w sobie szloch. Wzięła głębszy wdech i bez patrzenia jeszcze raz na te pieprzone zdjęcia, schowała je do tylnej kieszeni czarnych, dresowych spodni.

        — Ja pierdolę… — Jeszcze raz pokręciła głową. Nigdy nie przechodziła przez coś tak strasznego.

        Rzucając na kanapę rozpiętą torbę, rozszerzyła ją jak tylko było to możliwe i podeszła do niedużej szafy, w jakiej znajdowała się naprawdę garstka ubrań. Wyjmując je wszystkie z górnej szafki, zgarnęła je w swoje ramiona i miotnęła nimi w dół, prosto w czeluść torby. Z wieszaka zdjęła zaledwie jedną rozpinaną kurtkę i jedną bluzę – tę czarną, z czerwonym ślimaczkiem na ramieniu. Zawieszając na niej dłużej wzrok, przesunęła kciukiem po miękkim materiale, już w tym momencie wiedząc do kogo to ubranie powinno trafić. Albo może nie…

        Na zadartej ku górze twarzy pojawiła się wątpliwość.

        Do tej samej torby wpadło kilka podstawowych kosmetyków, jedna para butów, kilka zwojów i trzy książki – z czego jedną z nich było „Eldorado flirtujących”. Shibakuchi uniosła brwi ku górze w wymownym grymasie na widok pomarańczowej okładki, a różowe, nieco przeschnięte usta ułożyły się w łagodny uśmiech. 

        — Głupek… — mruknęła pod nosem, z dziwacznym uczuciem nostalgii wkładając książki do środka, by na nich zakończyć pakowanie. Zamek torby zamknął się… Raikes zarzuciła ją sobie na ramię i poczuła jak jej uśmiech zaczął niknąć. Odkryła kolejną górkę. Kolejny najgorszy moment tego całego wypadu – jeden z, kurwa, wielu. Wyjście. 

        Cisza panująca w pokoju znowu stała się najgłośniejsza. Raikes poczuła znowu ten nieprzyjemny dreszcz, ale sto razy gorszy niż wcześniej. Wyjście stąd miało być następnym etapem prowadzącym do zamknięcia pewnego rozdziału – rozdziału, na jakiego zamknięcie nie była cały czas gotowa. W jej oczach znowu pojawiły się łzy i tym razem nie udało jej się ich powstrzymać. Dwie z nich pociekły ciurkiem wzdłuż nieco szerokiego noska, docierając do górnej wargi drżących ust. Wszystkie szafki były opróżnione, blaty puste… 

        Ospałe kroki poprowadziły rudowłosą do drzwi. Nacisnęła na klamkę, otworzyła je. Te znowu skrzypnęły, a Raikes znowu stanęła w ich progu. Zwróciła mokrą od łez buzię w kierunku widnego, ciepłego i cichego pokoju. Kolejna łza spadła na jej policzek, gdy mrugnęła. A kiedy woda całkowicie przysłoniła jej obraz, pospiesznie wyszła na korytarz i zamknęła drzwi za sobą. W trzęsących się palcach przebrała klucze, aby znaleźć ten jeden konkretny. Nim zamknęła zamek i wręcz go z niego wyrwała, czym prędzej kierując się do schodów. 

        Jej bródka drżała, usta układały się w podkówkę, serce biło niespokojnie, a ciało zdawało się rozrywać z każdym kolejnym krokiem oddalającym ją od czwartego piętra. Tej nie żył już od tak dawna, a jednak w tym momencie czuła, jakby zostawiała go na dobre – kolejny raz. 

__

        Jej dłoń wreszcie uniosła się ku górze. Kostka zgiętego palca uderzyła nieśmiało o nawierzchnię drzwi. Raikes miała wrażenie, że jej serce biło głośniej, niż ona zapukała. Przez myśl przeszło jej, by może jednak szybko stąd uciec i wrócić kiedy indziej – a być może nawet nie wrócić tu wcale. Była spięta, a w jej oczach odbijał się strach. Mulatka cały czas trzymała zawieszoną w powietrzu dłoń, ale nie ponowiła pukania. Co więcej głosy w jej głowie zaczęły coraz głośniej i bardziej chaotycznie wrzeszczeć, by stamtąd uciekała. Posłuchała się ich. Oddychając płyciej, z szybszym biciem serca odwróciła się napięcie i już miała zacząć iść, kiedy usłyszała za drzwiami kroki. „Kurwa” – pomyślała, bo było za późno na udaną ucieczkę. Szybko się zatrzymała i jeszcze szybciej obróciła przodem do drzwi, które otworzyły się w bezlitosnej prędkości. W nich stanęła Kayeko… Żałoba zdawała się nie dać jej aż tak we znaki, jak samej Raikes, ale trzeba było przyznać, że widywała przyjaciółkę w lepszym stanie.

        Zaistniała nieco głupia sytuacja, bo Shibakuchi było naprawdę ciężko stać tutaj przed niebieskowłosą i patrzeć jej w twarz.

        — Przepraszam za to co powiedziałam po pogrzebie. — Ten jeden raz słowo „przepraszam” było tak łatwe do wypowiedzenia. — To było beznadziejne… Nie zasługiwałaś na takie traktowanie, a mnie nic nie usprawiedliwia…

        Kayeko mogła widzieć w oczach przyjaciółki prawdziwą skruchę, której nie widywało się za często i właśnie na ten widok Yakushi uniosła brwi, zaskoczona zaistniałą sytuacją. Chciała dać przyjaciółce czas i przestrzeń na to, aby poukładała sobie sprawy związane ze śmiercią Teja, dlatego się do niej nie odzywała. Poza tym ona sama również tego potrzebowała. Wobec tego sądziła, że minie trochę czasu, zanim zobaczą się ponownie. W pierwszej chwili nawet nie wiedziała za bardzo, co powiedzieć, tylko wpatrywała się w Raikes.

— Masz rację, nie zasługiwałam na to, ale dla nas obu był to trudny moment — odparła w końcu. Później spojrzała na Shibakuchi, uśmiechając się do niej lekko. — Może wejdziesz do środka? — zaproponowała.

Raikes odetchnęła z ulgą, czując jak w przyjemny sposób jej ciało zaczął wypełniać spokój. Przekrzywiając nieco głowę w bok posłała Yakushi lakoniczny uśmiech.

— Wejdę… — potwierdziła krótko. Poruszyła się niespiesznie i postawiła krok ku progu mieszkania. Przechodząc przez niego uniosła dłoń do niebieskowłosej i zaczepnym, ale czułym ruchem potrąciła spód jej drobnego noska. — Od zawsze wiedziałam, że jesteś starym mędrcem zaklętym w młodym ciele.

Znajdując się w środku, od razu pokierowała się do pokoju w jakim mogły usiąść. Zajmując miejsce na pobliskiej kanapie, opadła na nią półbokiem, układając sobie na kolanach bawełnianą torbę, na której kurczowo zacisnęła palce. Gdy tylko Kayeko znalazła się w jej polu widzenia, mulatka odetchnęła głęboko, patrząc na Młodą z dołu.

— Przyszłam, bo byłam u Teja… W mieszkaniu — uściśliła, by nakreślić, że nie chodziło jej o odwiedziny na cmentarzu. — Musiałam wszystko zabrać i oddać klucze zarządcy. — Spuszczając wzrok, zamilkła, pozwalając aby nieprzyjemna cisza zawisła pomiędzy nimi. — Wzięłam dla ciebie parę rzeczy — powiedziała po chwili, unosząc niepewne spojrzenie na przyjaciółkę. 

Kayeko spojrzała na Raikes, nie do końca rozumiejąc znaczenie słów, które ta przed chwilą wypowiedziała. To, że Shibakuchi była w mieszkaniu Teja, zdawało się być sensowne i zrozumiałe, ale dlaczego miałaby brać z niego coś dla niej? Nie przypominała sobie, aby cokolwiek tam zostawiła. 

— Co masz na myśli? — zapytała, ściągając mocno brwi. Yakushi nie potrafiła tego wyjaśnić, ale z jakiegoś powodu bała się odpowiedzi. Może dlatego, że powoli wracała do normalności po śmierci mężczyzny i ponowne zetknięcie się z nim – w pewnej formie – mogłoby naruszyć tę kruchą równowagę, którą zdążyła zbudować. 

Raikes dostrzegła to wszystko na bladziutkiej twarzy Yakushi. Już wcześniej brała pod uwagę to, że taka sytuacja mogła zaistnieć, ale nie do końca się na nią przygotowała. 

Miała teraz dwa wyjścia: albo powiedzieć wprost co ze sobą przyniosła, albo po prostu wyjąć te rzeczy z torby i je pokazać. 

— Mam na myśli jego rzeczy… — odpowiedziała ostrożnie, choć miała wrażenie, że i tak niczego nie wytłumaczyła. Łatwiej byłoby te rzeczy jej dać, ale skoro to miałoby złamać Kay-chan serce, to wolała aby ta torba pozostała zamknięta. — Wasze wspólne zdjęcie… Jego bluzę… — Serce mulatki spowolniło. Spuszczając wzrok, uniosła obie dłonie w bezradnym geście i pozwoliła im z plaskiem opaść na jej pełne uda. — Myślałam, że może będziesz chciała coś zatrzymać. Na pamiątkę… — Złote oczy ponownie uniosły się do twarzy Yakushi. Zagryzając nerwowo dolną wargę, poczuła jak zaczęły jej się pocić dłonie.

— Rozumiem, jeśli nie będziesz chciała nic z tego zabrać. Brałam to pod uwagę — powiedziała, nie zauważając w którym momencie znowu zaszkliły jej się oczy. Pociągając noskiem, osunęła wzrok na drobne dłonie Yakushi rozpinające tę przeklętą torbę. — Sama myślałam, że się rozpadnę, jak go pakowałam…

Kayeko trudno było opanować drżenie rąk. Każda komórka jej działa sprzeciwiała się temu, by zajrzeć do środka, dlatego musiała się do tego zmusić. Początkowo nie wiedziała, na co tak właściwie patrzy. Wszystkie przedmioty zlały jej się w jeden i potrzebowała chwili, by wyodrębnić ich poszczególne kształty. Pierwszym, co ujrzała, było wspólne zdjęcie jej i Teja. Dokładnie pamiętała dzień, w którym zostało ono zrobione. Byli wtedy razem w barze, rozmawiając i pijąc drinki. W pewnym momencie Shibakuchi uparł się, że powinni iść do fotografa i poprosić go o zrobienie wspólnego zdjęcia, bo żadnego jeszcze razem nie mają. Kayeko bardzo długo mu się opierała, bo nigdy nie uważała się za osobę fotogeniczną, ale w końcu się zgodziła, chyba głównie dlatego, że pragnęła zrobić mu przyjemność. Teraz cieszyła się, że wtedy podjęła taką decyzję. Dzięki temu miała po nim chociaż taką pamiątkę.

Uśmiechnęła się do znajdującego się przed nią zdjęcia. Widziała na nim tego Teja, którego chciała zachować w pamięci; szczęśliwego, radosnego, pełnego nadziei. Nawet nie dostrzegła, kiedy w jej oczach pojawiły się łzy, ale gdy zdała sobie sprawę z ich obecności, wcale się ich nie przestraszyła, tak jak robiła to wcześniej. Chyba dotarło do niej, że musiała sobie pozwolić na tę żałobę, dlatego pozwoliła im płynąć, choć w połączeniu z uśmiechem, który wciąż miała na twarzy, wyglądało to niepokojąco.

— Dziękuję, że mi to przyniosłaś — powiedziała, przenosząc spojrzenie ze zdjęcia na twarz Raikes. Zauważyła, że ona również była poruszona tą sytuacją, ale nie potrafiła znaleźć żadnych słów, aby ją pocieszyć, choć bardzo chciała to zrobić. W obliczu tak ogromnej straty mogła jej jedynie zaoferować swoją obecność.

Mulatka w odpowiedzi jedynie pokiwała głową, spuszczając wzrok w dół. Łapiąc jedną dłoń w drugą, zaczęła naciskać kciukiem na inne palce. Był to nerwowy odruch, bo miała w planach zrobić coś jeszcze nim stąd wyjdzie.

— Przyszłam też dlatego, że… — Czuła na sobie spojrzenie czarnych oczu Kay-chan. —  Mój czas w Liściu dobiega końca… — Wraz z tym wyznaniem Raikes uniosła powoli spojrzenie na przyjaciółkę. To było dziwne uczucie mówić jej o odejściu z Konohy, bo właśnie tutaj się poznały lata temu. —  Chciałam się pożegnać.

Yakushi spojrzała przyjaciółkę zaskoczona, trochę jakby nie rozumiała wypowiadanych przez nią słów. W pierwszej chwili chciała zapytać, dlaczego Shibakuchi podjęła taką decyzję, ale szybko zrozumiała, że było to bez sensu. Przecież znała odpowiedź i nie dotyczyła ona tylko Raikes. Dla nich obu nie był to prawdziwy dom. Nie urodziły się tutaj, nie spędziły tu większości swojego życia. Niezależnie od nawiązanych tu relacji, było to miejsce tylko na chwilę, dłuższą lub krótszą.

— Nie mów, jakbyśmy się miały już nigdy nie spotkać — powiedziała, zamiast zalewać przyjaciółkę pytaniami. Oczywiście, że wolałaby mieć Shibakuchi przy sobie, ponieważ była ona jedną z niewielu osób, z którą Kayeko udało się nawiązać bliską relację, ale rozumiała, że Raikes potrzebuje teraz czegoś innego, niż stagnacja. — Uważaj na siebie i pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc — zapewniła, uśmiechając się do przyjaciółki. — Ale powiem ci, że nie pomagasz mi teraz tą informacją — dodała po chwili i roześmiała się.

Na twarzy Raikes pojawił się słaby uśmiech.

— Wybacz… — Jej ciało podniosło się ospale ku górze. Skrępowanym ruchem przetarła dłonie o materiał spodni, pozbywając się ze swojej skóry lekkiej warstwy potu. Jej niepewne spojrzenie utkwione było w twarzy przyjaciółki, która również wstała z fotela. Może powinna była teraz powiedzieć więcej, posiedzieć z Kayeko dłużej… Ale… — Nigdy nie byłam dobra w pożegnaniach — mruknęła z przekąsem, wzruszając w zakłopotaniu ramionami i zbliżyła się do drobnej sylwetki, niepewnie wyciągając ku niej dłonie.

Yakushi przylgnęła do niej, a mulatka oplotła wokół niej ramiona, nadal czując dziwaczną opiekuńczość za każdym razem, kiedy to robiła. Wsparła podbródek na czubku dziewczęcej głowy, przygnębione oczy kierując ku sufitowi.

— Na pewno się jeszcze spotkamy…

__

        Tykanie małego, stojącego na parapecie zegara zaburzało ciszę panującą w kawalerce. Raikes siedziała na krawędzi pościelonego łóżka. Miała szeroko rozstawione nogi i splecione ze sobą dłonie pomiędzy kolanami. Jej palce nieustannie się poruszały, choć robiły to leniwie. Unosiły się, ocierały o siebie, zaczepiały się… Jej paznokcie były krótkie i niepomalowane. Unosząc jedną z dłoni, wyprostowała ją i skupiła się na tym widoku. Marszcząc lekko brwi, przesunęła oczami po mniejszych i większych draśnięciach, o które przysporzyło jej życie shinobi. Zaciskając mocniej szczęki, uniosła zamyślone spojrzenie ponad palce. Akurat w tamtym momencie usłyszała kroki za drzwiami. Kierując na nie oczy, powoli wyprostowała swoją sylwetkę i wstrzymała oddech. W progu pojawił się Kakashi, momentalnie zauważając zarówno Raikes, jak i leżący przy jej nogach bagaż. Nieco blednąc, spojrzał jej w oczy. 


______________________________

runnin' (lose it all) - naughty boy, beyonce, arrow benjamin

Nie mam za wiele do powiedzenia oprócz tego, że Raiki powoli staje na nóżki. ❤

11 komentarzy:

  1. Czytając od samego początku, aż po koniec – stopniowo budziłam się rano do życia i gdy skończyłam, na scenie z Kakashim, nie potrzebowałam już nawet kawy, którą tak uwielbiam by podnieść się z łóżka. Żałowałam, że nie przeczytałam tego w nocy, gdy się przebudziłam, bo byłoby warto. Długo czekałyśmy na ten rozdział. I długo ja nie mogłam się doczekać, aż będę mogła przeczytać coś twojego na tym blogu… Pewnie sądzisz, że przesadzam – ale świetny rozdział!
    Relacja Kayeko x Raikes nadal jest dla mnie czymś wspaniałym. Wcześniej miałyśmy pomiędzy nimi starcie, a tutaj proszę w zupełnie innej odsłonie. Uwielbiam to jak Raikes jest ludzka, jak potrafi uczyć się na błędach i jak daleko jej od Mary Sue <3 Sposób w jaki piszesz zawsze pozwalał mi doskonale wczuć się w postać o jakiej pisałaś, ale dopiero z tym rozdziałem poczułam cały ten żal i smutek i kurwa wszystko, co odczuwała Raiki, więc mój podziw dla ciebie jest ogromny. Nie jestem subiektywna, bo ja ją uwielbiam i jednocześnie rozumiem jej chęć ucieczki <3 Wcześniej jak miałam możliwość dostrzeżenia urywków tego rozdziału zalewałam się łzami i chyba to mnie uratowało przed płaczem. Teraz tylko boje się jej spotkania z Kakaszkiem…
    Miałam łzy w oczach i zapowiadało się u mnie na ten brzydki płacz, jaki jednak powstrzymałam – bo skoro ona dawała sobie radę to i ja. Uwielbiam. Dosłownie uwielbiam i nic innego nie mogę napisać, poza tym, że przeskoczenie w moim wydaniu tej poprzeczki będzie ciężke, zwłaszcza że nadal jestem zdania że pisanie ci o niej, pomimo iż wiem że nie – przychodzi z łatwością. Jesteś zajebista Cashano i jak zawsze się popisałaś! Teraz tylko możemy przejść do Raiku w pełnej krasie <3 Uporajmy się tylko z Kaku x Rai (MUAHUAHUAUHAA)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma to jak na rozpoczęcie dnia odpalić sobie rozdział poświęcony żałobie :D
      thank u vm biatch

      Usuń
  2. W końcu przeczytałam, przepraszam, ze tak późno. 😔
    Rozdział bardzo mi się podobał. Widać w nim osobisty ból, rozpacz, żałobę. Wyjazd z Konohy może wiązać się będzie z rozkręceniem akcji? Raikes zacznie nowe życie i bardzo dobrze, ponieważ podejrzewam, ze Konoha może za bardzo przypominać jej o stracie. Żal mi Kakashiego, chociaż mam do niego ambiwalentne odczucia. Ciekawi mnie czy w tym opowiadaniu jest dobrym mężczyzną, czy po prostu egoistycznym dupkiem? Rozmowa zapewnię będzie ciężka, lecz potrzebna do zrobienia kroku w przód.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie 🙂
    (Różowy-Brzask)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah, wiem, że czekasz na to rozkręcenie akcji, jak na zbawienie 😁 Nie dziwię się oczywiście 😁
      Następny rozdział będzie ostatnim takim "wprowadzającym" i będzie zamykał część pierwszą opka i zaczniemy przechodzić do romansidła 😎
      Dzięki za obecność, to naprawdę suuuuper cute, że ktoś tu jeszcze zagląda ❤️

      Usuń
  3. W końcu nadrobiłam te kilka rozdziałów i muszę powiedzieć, że nie żałuję! Raikes podczas depresji to mood totalny, ale równocześnie staje się powoli moim crushem. Opowiadanie na duży plus i oczywiście czekam na więcej.

    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękować Marudko ❤️ Cieszę się, że zaczynasz mieć powoli crusha na Raiki, mam nadzieję, że ta sympatia się utrzyma z kolejnymi rozdziałami. Przyznam, że na moment zapomniałam, że ten blog w ogóle jeszcze istnieje xd Więc cieszę się, że jesteś bo żyje dzięki naszej zawrotnej liczbie czytelników ❤️❤️❤️
      Pozdrówki

      Usuń
    2. Nie zniknę na pewno <3 Zostanę póki Rudzielec stanie się moim crushem totalnym, a ona złamie mi serduszko.

      Ps. Na drugim blogu szablon już jest poprawiony, więc zapraszam. Wybacz za utrudnienia.

      Z pozdrowieniami
      Marudka

      Usuń
  4. "Nieco blednąc, spojrzał jej w oczy. "
    O nie nie nie nie. To brzmi źle. Czy on naprawdę się przestraszy? Nie będzie chciał jej u siebie? To będzie straszneee. A STRSZNIEJSZE JEST TO, ZE SKOŃCZYLYŁĄŚ W TEN SPOSÓB! No i teraz niewiadomo ile będę czekać na więcej. Moje serce. Moje biedne serce xD

    Dobrze, że Kayeko i Raikes się pogodziły. Wiedziałam, że potrzebuje ochłonąć i spróbuje naprawić stosunki. To, ze oddała Kayeko niektóre rzeczy brata był kochane. Dobrze wie, ze i ona cierpi po stracie. Muszą się w tym wspierać. Tak będzie łatwiej.

    No ja też czekam na akcje, a tu dupa, co zrobić xD
    Powodzenia dziewczynki! Wracajcie do nas szybko~

    OdpowiedzUsuń
  5. Ukiszony pod kołdrą pot <3 <3 kocham
    Omg i kolejne cudo: ""może jej ciało poczuło się odrobinę lepiej, ale jej brat dalej nie żył, a ona dalej czuła się, jak gówno.""

    No halo. HALO. Jak można zakończyć w tym momencie? Jak można skończyć, gdy w końcu pojawia się osoba, którą znamy? Ja tu się już tak wkręciłam, tak mi się ta historia spodobała. Żałoba Raikers (? brak pamięci do imion ciąg dalszy) jest tak cudownie napisana. Jestem w stanie czuć jej ból i nie narzekać, że O MÓJ BOŻE ZNOWU JĘCZY MARUDZI NIC NIE JEST W STANIE ZROBIĆ. Na prawdę gratuluje tego jak płynnie i lekko wychodzą Wam te opisy. Całe sytuacje. Czekam na więcej, oj czekam.!

    OdpowiedzUsuń