"Oh, jakie nieszczęście - każdy chce być moim wrogiem..."
N A N A O
Oddech Nanao był dowodem na to, jak pogodzony z rzeczywistością był. Powolny, przynosił ciężar, jaki odczuwał w piersi. Nie potrafił pozbyć się z twarzy grymasu rozczarowania i zmartwienia, które odczuwał zawsze w sytuacjach, takich jak ta. Ten poranek miał pociągnąć za sobą pewne, nieprzyjemne konsekwencję. Zamyślone spojrzenie bruneta przesunęło się po szerokich i nagich plecach mężczyzny, który zajmował dwuosobowe łóżko, w jego mieszkaniu. Jasne włosy, roztrzepane układały się dookoła śpiącej twarzy. Ich ubrania porozrzucane po ziemi, były dowodem, pierwszym od dłuższego czasu na to, że to, co robili, nie powinno być wcale takie beztroskie. Szatyna nie powinno tam być – nie, jeśli oboje chcieli spokoju jaki w Kiri był czymś ekskluzywnym dla ludzi takich jak oni. Ciemne brwi Nanao ściągnęły się, gdy przez jego głowę przemknęła myśl, że powinien go obudzić. Ostatecznie, chcąc uniknąć jakiejkolwiek rozmowy, przynajmniej w tamtym momencie – ostrożnym ruchem zamknął za sobą drzwi sypialni. Jego krok był niespieszny, gdy, przekładając przez głowę czarny golf, oddalił się w kierunku kuchni. Oczy bruneta były nieco opuchnięte, a na bladej skórze zaskakująco wyraźnie było widać liczne blizny, które zakrył materiał osuwanego ubrania – tych na twarzy nie miał, jak ukryć, ale jak już nie raz miał szansę usłyszeć, dodawały mu charakteru…
—
Prawda… — mruknął pod nosem, na wspomnienie słów Hidekiego, wypowiedzianych
zaledwie parę godzin po wojnie. Kącik ust Nakamury uniósł się w leniwym
uśmiechu, gdy, wstawiając wodę w czajniku, znowu obejrzał się za siebie w
kierunku sypialni. Nie mógł odczuwać braku jasnowłosego Shinobi, gdyż ten
zaledwie parę godzin wcześniej opuścił wioskę, ale wiedział, że to się zmieni…
Z czasem. Zwłaszcza gdy brunet czuł również niepewność, związaną z tym jakie
kroki Doku miał podjąć po spotkaniu tajemniczej dziewczyny. — Konoha, nie brzmi
tak źle… — sapnął ociężale brunet, gdy, przełykając ślinę, przymknął oczy,
odrzucając od siebie myśli o dezercji. Jego kompas moralny działał nazbyt
dobrze. Nawet jeśli, jedynie chciał żyć wolno i godnie w miejscu, które mógłby
nazwać domem. — Mógłbym przywyknąć do słońca…
—
Wybierasz się gdzieś? — Głos, jaki rozszedł się za jego plecami sprawił, że
mięśnie w jego przełyku zacisnęły się. Gdy tylko Nanao spojrzał przez ramię na
obudzonego kochanka, zdołał dostrzec na jego twarzy nerwowość, którą krył pod
nikłym uśmiechem. W dużych dłoniach ściskał bluzę zwiniętą w kłębek. Zbliżył
się do niego boso, mniej pewnie niż robił to poprzedniej nocy. — Pójdę już. —
Oświadczył. Wlepiał w niego wzrok pełen napięcia.
—
Wstawiłem wodę… — Brunet nie zwlekał, od razu się odzywając jakby to miało
zatrzymać u niego mężczyznę. Równie niepewne spojrzenie skupił na jego oczach.
— Napij się chociaż czegoś, skoro i tak już jest późno. — mruknął, nie kryjąc
napięcia w głosie, niepewności jaką wybudziła w nim ta sytuacja. Był świadomy,
że o tak późnej godzinie, któraś z jego sąsiadek i tak miała zobaczyć
wymykającego się z jego mieszkania szatyna. Teo pozostawiał propozycję Nanao
bez odpowiedzi. Nabierając głęboko powietrza do płuc, sprawił, że jego tors
uniósł się wysoko pod jego wpływem. Spuszczając wzrok w bluzę, jaką miętolił w
dłoniach, pokiwał głową.
—
Lepiej nie — powiedział po chwili, spoglądając na bruneta spode łba. Przełknął
cierpko ślinę. — Nie powinno mnie tu być od paru godzin. Lepiej nie kopać pod
nami głębszego dołka… — Jego głos się ściszył, gdy pod naporem męskiego
spojrzenia, swoje ponownie obniżył. Różnili się nieco od siebie. Teo mimo
wszystko czuł się mniej pewnie ze swoją seksualnością niż Nakamura. Dlatego
zamiast zostać, wolał czym prędzej stamtąd zniknąć. Wycofując się do niedużego
korytarzyka, przełożył przez głowę ciemną bluzę i nasunął ją na resztę ciała.
Nanao mógł słyszeć, jak szatyn ubierał buty. Nakamura nie poszedł za nim, a
jedynie podążył za nim spojrzeniem. I gdy ten zniknął za ścianą, jego wąskie
usta zacisnęły się mocniej. Niemoc jaką poczuł, była przytłaczająca – równie
bardzo co świadomość, że nie miał szansy na to wpłynąć.
—
Jakby jego głębokość miała coś zmienić… — mruknął pod nosem, ale był świadomy
tego, że Teo go usłyszał, bo nagle dźwięk szurających butów ustał. Uważne
skupienie bruneta zdawało się wywiercać dziurę w kuchennym blacie przy jakim
ten stał, nawet wtedy, gdy usłyszał ciche kliknięcie klamki. — Zobaczymy się
jeszcze? — Nakamura musiał unieść głos, by mieć pewność, że pytanie dotarło do
uszu szatyna. Ich relacja nie była zawiła, a jednak samotność zmuszała ich do
upewniania się czy każdy pojedynczy raz nie był ostatnim.
______
Wsuwając
klucz w zamek, mężczyzna usłyszał za sobą powolne i nierówne kroki.
Skrzypnięcie poręczy zdradzało, z jakim ciężarem ktoś na nią napierał. I
wystarczył niewyraźny szept, by kąciki jego ust ułożyły się w cierpki uśmiech.
Nie obawiał się tego spotkania. Słowa nie mogły go zranić już tak, jak robiły
to wcześniej – a jednak sytuacja jaka zaszła w południe w jego mieszkaniu
sprawiła, że przekręcając klucze w drzwiach i je z nich wysuwając, obrócił się.
—
Pani Taganaki… —Nanao odezwał się bez wahania, zwracając się do pomarszczonej,
wiekowej staruszki, jaka w jednej z dłoni ściskała laskę. Mógł przysiąc, że
słyszał jej oddech za drzwiami, za każdym razem, gdy ktoś u niego był.
—
Degenerat… — odezwała się kobieta, sapiąc przy tym ciężko, zza okrągłych
okularów obserwując każdy ruch swojego sąsiada, jakby miał ją zaraz zaatakować.
I nawet w strachu przed konfrontacją, nie śmiała nie zareagować na jego
obecność tam.
Nakamura sapnął krótko, powstrzymując się
przed ironicznym śmiechem. Jedynie pokręcił głową, duże dłonie wsuwając, wraz z
kluczami do kieszeni służbowych spodni.
—
Naprawdę myślałem, że przy kolejnej okazji wymyśli Pani coś lepszego… —mruknął
ze spokojem, marszcząc przy tym nieznacznie brwi. Był opanowany i uprzejmy. Nie
wyrażał się źle o starym próchnie, jakim była. Oddychając nieco głębiej, Nanao
ostatecznie odetchnął ciężko, kręcąc głową. —Życzę miłego dnia… — Dodał i
więcej się za sobą, nie oglądając, ruszył w kierunku schodów, prowadzących
niżej. To czego staruszka nie mogła dostrzec, to zaciśnięte szczęki i skurczony
żołądek. Każdy z tych objawów miał minąć. Wszystko miało pozostać w
przeszłości…
—
Powinno się was pozbyć! Wszystkich! Degeneratów! —Z gardła Nakamury wydostał
się tylko krótki dźwięk. Pojedyncze chrząknięcie, jakie było sygnałem dla
staruszki, że ją usłyszał, nie zatrzymując się. I im dalej był, tym kobieta
nabierała coraz więcej pewności siebie, krzycząc i rzucając wyzwiskami…
Będąc
na zewnątrz, Nanao nasunął na głowę ciężki kaptur, chroniąc się przed deszczem,
który tego dnia wywołał w nim niechęć do pracy i do spotkania, na jakie się
kierował. Wiedział niestety, że teraz bardziej niż kiedykolwiek, jego pomoc
była potrzebna. Należąc do Anbu, był odpowiedzialny za podległych mu w drużynie
ludzi. Był odpowiedzialny za cywili, zwłaszcza tych jacy równie zmęczeni życiem
w Kiri tak jak i on próbowali coś zmienić, protestując i głośno wyrażając swoje
zdanie, na temat ludzi u władzy. Jego jasne tęczówki skupione były tylko na
drodze przed nim. Myślami powracał do Hidekiego i do rozmowy jaką brunet,
przeprowadził z Teo…
______
Palce Nakamury ocierały się o siebie z każdym ruchem jego
dłoni. Zajmował jedno z dwóch miejsc, na kamiennej ławce, pozwalając by ciężkie
krople deszczu moczyły kaptur, który nasunięty miał na głowę. Nie przeszkadzało
mu to, bo był przyzwyczajony do takiej pogody. Tak jak przyzwyczaił się do
uczucia niepokoju, jakie w tamtym momencie trawił jego wnętrzności. Wiedział,
że nie powinien zgadzać się na próbę przekonania Doku, co do stanowiska
Mizukage. Nanao jednak to zrobił i nie zamierzał więcej mieszać się w decyzje
podejmowane przez przyjaciela.
Niebieskie tęczówki powolnie sunęły po
otoczeniu. Łagodne spojrzenie wychwytywało każdą z pojawiających się sylwetek,
do momentu, gdy to na jednej z nich jego wzrok się nie zatrzymał i tam już
pozostał. Ciemne brwi zmarszczyły się, a plecy wyprostowały, gdy zaparł się
dłonią o udo. Zadarł mocno zarysowaną szczękę, posyłając niebieskowłosemu
swobodny uśmiech.
— Ao… —
Witając go, mężczyzna podniósł się ku górze, dłonie od razu wsuwając w
kieszenie spodni. Nie odezwał się więcej, gdy jednooki wskazał mu, by ten za
nim poszedł. Nanao był spokojny, aczkolwiek sposób, w jaki się zachowywał nie
zdradzał tego jak czujny był – zwłaszcza względem niebieskowłosego.
—
Powiedz mi, Nakamura… — Zaczął Ao, zatrzymując się dopiero wtedy, gdy oboje
znaleźli się pod niewysoką kamienną altaną. Był rozdrażniony i nawet tego nie
ukrywał, gdy łypnął okiem na Nanao. — Czy Hideki miał jakiś uraz głowy, że nie
potrafi podejmować klarownych decyzji? — niski pomruk z jego ust, sprawił, że
brunet momentalnie uśmiechnął się łagodnie, wzruszając ramionami.
—
Masz dostęp do jego akt, sam sprawdź… — Nanao nie kpił, nawet sobie nie
żartował. Odpowiadał na zadane mu pytanie całkowicie poważnie, spodziewając się
wcześniej właśnie takiej reakcji po byłym doradcy Terumi, z jakim nie do końca
się lubili. Odmowa Hidekiego, dla niego wiązała się z kolejnym problemem i
znalezieniem kogoś innego na to stanowisko – a to trwało już za długo, by
wybrać przypadkową osobę.
— Wiesz, o
czym mówię… Oczekiwałem…
—
Doku ma swój własny rozum i nawet ja na niego nie wpłynę. — Brunet nie pozwolił
mu dokończyć. Głos miał stanowczy, ale nie uniósł go, skupiając jasne tęczówki
na mężczyźnie jaki, stał obok. Wąskie wargi miał zaciśnięte, a brwi ściągnięte
w lekkim napięciu. —Nie chciał tego od początku. — Uniósł niebieskie oczy w
jego kierunku, gdy prócz opanowania błysnęła w nich również stanowczość. Na
krótki moment pomiędzy mężczyznami zapanowała cisza, przerywana jedynie szumem
deszczu, jaki nabierał na sile. Spojrzenia obojgu powiodły gdzieś poza,
zadaszony teren.
— Dostałem
informację, że opuścił wioskę…
—Hmmm.
—Pomruk wydobył się z gardła jasnookiego, a przed jego oczyma momentalnie
pojawiła się scena, z jego rozmowy z Hidekim. Ta sama, jaka odegrała się tuż
przed jego odejściem. — Wiem. Wspominał o tym… — Brunet nie zamierzał ani
słowem, potwierdzić tego, gdzie dokładnie Hideki wyruszył. Cokolwiek Ao
wiedział od niego samego, musiało mu wystarczyć. Więc zamiast skupić się na
straconej szansie wprowadzenia w Kiri zmian, wolał skupić się na tym na czym
mógł. — Jakie teraz macie opcje?
Ciemne
brwi Ao ściągnęły się, a spomiędzy nozdrzy wydostało się zmęczone sapnięcie.
Nie powinni o tym rozmawiać, Nakamura nie miał większego prawa do tych
informacji, ale prędzej czy później jako członek Anbu miał się o nich
dowiedzieć.
—
Rozważamy Chōjūrō… — Wahanie starszyzny wioski wynikało jednak z wieku
chłopaka. Doświadczony, ostatni z pokolenia siedmiu szermierzy, mógł być dobrą
opcją— Nie możemy dłużej czekać, z wyborem… — Dodał, a jego ton przybrał nieco
zgryźliwej barwy. Obracając głowę przez ramię, dosięgnął okiem bruneta. —
Możesz przekazać to Hidekiemu…
— Wątpię,
by go to obeszło… Ale tak zrobię. — Nakamura odezwał się dopiero po chwili,
jakby myślał nad słowami Ao. Hideki poświęcił dla Kiri sporo. Oboje poświęcili
- dlatego poniekąd Nakamura rozumiał decyzję przyjaciela, który w końcu
postawił na siebie. Ta myśl miała pozostać w głowie bruneta na dłużej,
zwłaszcza że przez spory okres, zapomniał o tym, że on również miał życie, jaki
musiał zacząć żyć…
Doku miał
cel… I trzymał się go, poświęcając być może swoją karierę Shinobi, dla
dziewczyny jakiej nie znał. Właśnie w tamtym momencie Nakamura, obserwując
nabierającą na sile ulewę – zdał sobie sprawę, że cokolwiek by nie zrobił dla
Kiri i jak bardzo by się nie starał, w oczach jej mieszkańców zawsze miał być
tą samą osobą. Degeneratem. Tą samą jednostką, jakiej połowa mieszkańców kraju
mgły i tak miała nienawidzić. Mięśnie jego żuchwy napięły się, a spojrzenie
stało się nieobecne. Gdy Ao zostawił go samego, Nanao nawet nie drgnął,
pozwalając własnemu ciału się uspokoić. Myśli w jego głowie wróciły na własny
tor. Serce biło wolniej…
Uspokoił
się i wyciszył, czując również ulgę, jaką niósł ze sobą fakt, że w każdej
chwili mógł odejść – tak samo jak zrobił do Hideki…
_______
Przez
cienkie szparki, maski nie można było dostrzec jego oczu i tylko ruch głowy
zdradzał to, że Nakamura spojrzał na stojącego niedaleko członka Anbu.
Odsłonięte i napięte ramiona pokrywała cienka warstwa wilgoci, spowodowana
ciągłym deszczem, a ciemne włosy bruneta opadając na czoło, przyklejały się do
niego, sprawiając dyskomfort. I nawet podczas takiej pogody, mężczyzna
rezygnował z płaszcza jakim posiłkowała się połowa jego podopiecznych. Teo nie
mógł dostrzec tego jak intensywne i znaczące było spojrzenie, stojącego
niedaleko kompana. Nie mógł również zobaczyć napięcia z jakim ściągał on swoje
brwi, gdy na niego patrzył – mógł za to podejrzewać, że ten będzie chciał
dokończyć rozmowę jaka zakończyła się, wraz z jego wyjście z domu Nanao. Samo
to wspomnienie sprawiło, że szatynowi zaschło w ustach. Jego wnętrzności
wykręciły się, a chęć pozostawienia wszystkiego tak jak było, sprawiła, że jego
nogi momentalnie poderwały się z ziemi, by z kolejnym skokiem znalazł się na
jednej z gałęzi, ponad głowami rozproszonego oddziału.
Jedynie
patrolowali teren, na którym wcześniej zgłoszono niezidentyfikowanych Shinobi.
Rutynowa kontrola stawała się jednak pełna napięcia – zwłaszcza, dla Nakamury
jakiego dzień wcale nie rozpieszczał. W jakiego głowie od rozmowy z Ao rodziły
się myśli, których nie powinien mieć. Zwłaszcza te dotyczące nowego, lepszego
życia… Innych opcji, których nigdy nie rozważał.
Ciężkie
sapnięcie wydostało się z płuc Teo i gdy tylko jego szeroka pierś opadła, tuż
obok niego na gałęzi pojawiła się przykurczona postać mężczyzny – kochanka
jakim, w tajemnicy przed wszystkimi był Nanao. W kucającej pozycji, wsparty na
jednej ręce, znajdował się bokiem ustawiony do szatyna. Głowę miał na wprost –
tak że nikt nie domyśliłby się tego, że kątem oka obserwował sylwetkę stojącą
tuż obok niego.
— Gdy
wychodziłeś… Nie odpowiedziałeś mi… — Nanao nawet nie udawał, że tamta
rozmowa nie miała miejsca. Bezpośredni i stanowczy głos nie przypominał tego,
którego używał na co dzień – wtedy, gdy nie nosił maski kota, na twarzy. Biała,
w zawiłe wzory, była cholernie inna od twarzy jaką prezentował każdego dnia.
— Zamierzasz
pytać o to teraz? — Teo sapnął, a wyczuwalny obniżony głos był cichszy.
Obawiał się, że ktokolwiek byłby w stanie usłyszeć ich rozmowę. Z ich dwójki,
to on za wszelką cenę, chciał tą relacje utrzymać w tajemnicy. Zwłaszcza że
pracowali razem. Brunet mu nie odpowiedział, dźwigając nieśpiesznie swoje ciało
ku górze, odwracając głowę w zupełnie innym kierunku, tylko po to by
zmonitorować pracujących pod nimi członków Anbu. Jego milczenie samo w sobie
było odpowiedzią. — Nie wiem… To nie miało tyle trwać…
Wraz ze
słowami szatyna, żołądek Nanao podszedł mu do gardła. I chociaż uczucie nie
należało do najprzyjemniejszych, nie było też tym które wywarłoby na nim
ogromne wrażenie. Spodziewał się tej reakcji. Wiedział jakie podejście do ich
relacji miał Teo… Nie łudził się, że mogło to trwać długo, ale miał przebłysk
nadziei, że być może jednak mogło…
— Nie
miało, to prawda... — Minął moment, za nim brunet mu odpowiedział.
Stawiając kroki na śliskiej powierzchni gałęzi, obrócił się przodem do
mężczyzny, pozwalając by ten dostrzegł szybszy oddech, który wzruszał jego
napiętymi barkami. — Słuchaj… — odezwał się, ale zamilkł w zawahaniu
zaciągając przy tym ślinianki w ustach. Głos zniekształcony przez maskę wydawał
się być bardziej zachrypnięty. — Jeśli masz wątpliwości to w porządku…
— Nie wahał się powiedzieć tego na głos, nawet jeśli nie chciał. Jasnooki
był jednak przede wszystkim, cholernie dobrym człowiekiem i nie chciał nikogo
wstawiać w złej sytuacji. On miał przeżyć. Poradzić sobie… Cokolwiek by się działo.
— Nanao…
— Zaczął Teo, ale właśnie w tamtym momencie, w jednej chwili Nakamura mu
przerwał, krótkim kiwnięciem głowy.
—
Teren sprawdzony…— Pod nimi, na niższej gałęzi pojawiła się postać w masce.
Wyczulony instynkt bruneta zareagował, gdy najpierw wyczuł chakrę członka Anbu,
a później usłyszał jego głos. — Brak jakichkolwiek śladów intruza…
—
Dołącz do oddziału… — mruknął Nakamura, a w jego głosie nie było nic co by
świadczyło o tym, że miał być zły. Nie urywał rozmowy dlatego, że poczuł się
skrzywdzony czy urażony, wątpliwościami mężczyzny. On taki nie był. Jedynym co
miało się zmienić między nimi, to to, że Nakamura miał być spokojniejszy niż
podejrzewał. Kolejna więź trzymająca go z Kiri zniknęła… A kolejna myśl
pojawiła się w jego głowie niczym rozkwitające pnącza… — Zarządzam
odwrót…
Ich
rozmowa, przynajmniej na razie dobiegła końca. Jedna z wielu...
Teo się
wahał i chociaż jasnooki na niego nie patrzył, minęła dobra minuta, gdy ten
wykonał jego polecenie, znikając wśród drzew. Tak wyglądało ich życie i
relacja. Ciągłe wahanie, uważanie na własne kroki i słowa… Nanao był cierpliwy,
ciężko było go sprowokować. I nawet chociaż powinien odczuwać złość, lub
zniecierpliwienie, nie czuł ich…
Gdzieś
wewnątrz niego pojawił się nawet, chwilowy żal względem Doku i jego decyzji,
jasnowłosy miał szansę coś zmienić. I nie zrobił tego... Ale wszystko co
kiedykolwiek trapiło Nakamurę nie było winą jasnowłosego. I nawet jeśli nowy
Mizukage miałby wprowadzić reformy w dotychczasowym prawie - nie zmieniało to
faktu, że ludzie nie mieli od tak przestać nienawidzić innych... Nienawidzić
jego...
Nanao jest niesamowitym
kochaniem, którego należało przedstawić światu – nie tylko ze względu na jego
relację z Doku, ale i również przez to że jego istnienie zawsze odgrywało
bardzo ważną rolę, w relacji głównych bohaterów. Dodatkowo nie da się go nie
kochać, bo jest wspaniałym i oddanym przyjacielem, no i art. Jaki go przedstawia,
a jaki odnalazła w odmętach internetu Heir jest po prostu cudowny <3
Mam nadzieję że pokochacie, go
równie mocno jak ja i taki troszkę odchodzący od głównych bohaterów rozdział,
przypadnie wam do gustu <3 Miłej
lektury 😊
Cyt.: Imagine Dragons - Enemy
Nanao ❤❤❤ Cieszę się, że dopisałaś jednak tą końcówkę, bo rozdział zrobił się jakiś pełniejszy. Plus oczywiście to byłoby podłe, jakbyś pozwoliła nam liznąć trochę tej relacji z Teo, a miałby się on później nie pojawić xd JA WIEM, że Nanao zasługuje na kogoś, kto nie będzie się go wstydził i będzie go CHCIAŁ, ale i tak miło było zobaczyć jakiś zalążek romansu między nimi. Szkoda mi Nanao, ale dokładnie tak, jak sam na to wpadł: TEŻ MOŻE WYJEBAĆ Z TEJ HOMOFOBICZNEJ KIRI!!!!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się przyjaźń między Nanao i Dokim, nawet jeśli Hideki nie jest do końca.... przyjaznym typem xd Widać, że jednak w jakiś sposób pomaga swojemu gejuszkowi (nawet nieświadomie) nawet jeśli jednak nie zostanie Mizukage.
Zastanawiam się co wymyślisz dalej, bo jakby ja chce jeszcze czytać o Nanao xd heloł xd
Ao mnie wkurwia - uwziął się na tego jednego Doku, który powtarza mu setki razy, że nie chce jego oferty i zamiast skupić się na szukaniu lepszego kandydata to truje mu dupe xd Chojuro będzie dobrym wyborem. A Nanao trzeba znaleźć chłopaka ❤❤❤
Fojny rozdział kurwiszonie!
A ja się cieszę, że Ci się podoba i że tak naprawdę dzięki Tobie przyszła mi ta końcówka do głowy <3
UsuńW końcu to uniwersum Naruto, więc dodajmy coś tematycznego. A Nanao w stroju Anbu to już ekstremalny level uwielbienia <3 Wyobrażasz to sobie?
Bez niej faktycznie by czegoś brakowało. Nie jestem fanką Teo, właśnie dlatego że jest tchórzem i się wstydzi kochanego Nanao, ale poczekaj jeszcze trochę i pojawi się ktoś dla niego idealny <3 Trzeba wierzyć, że tak będzie! Zawsze bałam się pisać Nanao, bo tak go uwielbiałam, że nie chciałam namieszać w jego charakterze, więc spłynęła na mnie wielka ulga, że jednak mi tutaj co nieco wyszło <3 A KIRI TO FAKTYCZNIE HOMOFOBICZNY KRAJ!!! Dlatego bardzo dobrze, że Doki uciekł jako pierwszy, zwłaszcza od Ao który moim zdaniem też nie należy do wspaniałych, nie przepadałam za nim już w Anime, a pasuje mi doskonale na takiego dupka, co psuje innym krew! Dlatego bardzo dobrze, że za wiele go nie będzie, zwłaszcza że musi zająć się sprawami państwa…
Teraz to ja czekam na coś od Ciebie, bo potrzebuję w swoim życiu Raikes i jej energii <3
Cieszę się, że się podobało Szmaciurro
Wreszcie dotarłam i pochłonęłam do niedzielnej popołudniowej kawki. Ogólnie bardzo podoba mi się klimat tego opowiadania, oraz to, że pokazujecie wątki innych osób, nie tylko głównej pary. Oznajmiam (jeżeli to tylko ma jakiekolwiek znaczenie), że od teraz moim ulubionym bohaterem jest właśnie Nanao ♥ (poza Kakashim ale to mało ważne). Podziwiam Kuso kunszt Twojego stylu, piękne opisy ♥
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny rozdział! :-)
Pozdrawiam K. (rozowy-brzask)
Niezwykle mi miło to słyszeć!!! Nanao to taki bąbelek do kochania – jest dodatkową postacią, ale osobiście też go uwielbiam. Jest wspaniały i aż mordka mi się śmieje, jak komuś też przypadł do gustu <3 No na pewno wkrótce pojawi się kolejny rozdział więc mam nadzieję, że też się spodoba. Ślicznie dziękuję za komentarz, nie ważne czy wreszcie, czy nie <3 Każdy się liczy, bo czytając takie miłe słowa, aż chce się pisać.
OdpowiedzUsuńO jeju, Nanao jest taki kochany. Kupiłaś mnie całkowicie jego opisem z początku rozdziału. To jaki był napięty, niepewny, jak bardzo chciał więcej towarzystwa Teo. I ta końcówka, że każde ich spotkanie może być tym ostatnim 🥺
OdpowiedzUsuńStare baby jebać prądem, o! Homofoniczna sąsiadka dała mi szerszy obraz jak sprawy maja się w Kiri. Ich związek musi być owiany tajemnicą. Nawet jeśli ktoś coś wie, domyśla się, to nigdy nie mogą być ze sobą otwarcie. To strasznie przytłaczające, ale uwielbiam tę część. Nieszczęśliwa miłość to mój ukochany motyw, dlatego z bólem, ale i wypiekami czytałam zmagania wewnętrzne Nanao. Czy zrezygnuje z Kiri, kiedy to wszystko go przytłoczy i postanowi dołączyć do Doku? Jestem ogromnie ciekawa.
Uh uh atmosfera się niesamowicie zagęszcza, a ja zostałam absolutnie oczarowana klimatem jakie tworzycie w tej historii. Strasznie podoba mi się tu ciężkość, tragizm a jednocześnie zauważanie drobnych rzeczy w otoczeniu czy zachowaniu poszczególnych postaci. Nadaje to miłej głębi całej historii. Cudnie!
OdpowiedzUsuń