17 wrz 2021

rozdział pierwszy

 "Każda łza to deszczowa parada z piekła."


R A I K E S

    Ręce jakimi wspierała się o mokrą ziemię pola bitwy drżały. Każdy oddech wypełniający jej płuca palił. Rude, jakby płonące żywym ogniem, włosy wysunięte z grubej kity okalały jej spoconą i brudną twarz, na której malowała się determinacja. Długi kosmyk ciągnął się przez środek jej opalonej twarzy po nosku w dół, przyklejając się do pokrytego krwią złamania po jego środku. Klęcząc w rozsypującym się kokonie, zagubionym wzrokiem sunęła po budzących się ze snu żołnierzach. Widziała wiele podobnie zdezorientowanych twarzy nim dotarły do niej słowa, na które wszyscy desperacko czekali: wygraliśmy. I chociaż wojna właśnie dobiegła końca, Raikes czuła, jakby wcale tak nie było.

Świat był pokryty świeżymi bliznami, a prosto na nie polały się bezlitosne fale żałoby. Pomimo tego, że wygrali, Shibakuchi miała wrażenie, że jej świat całkowicie się posypał. Jak miałaby czuć inaczej, patrząc na fotografię swojego brata, której róg pokryty był czarną wstążką? 

Od ilości wylanych łez pękała jej głowa… To było naprawdę dziwne uczucie - stać tuż przed jego zdjęciem, znajdującym się w rządku innych ramek ustawionych tam ku czci poległych żołnierzy. Białe kwiaty złożone pod nazwiskami zabitych shinobi wręcz boleśnie kontrastowały z czernią ubrań tych, którzy żyli. Byli tutaj, na uroczystości poświęconej tym, którzy oddali za nich swoje życie na wojnie.

    Stając się shinobi wiele lat temu, miała świadomość tego, że jej najbliżsi będą ginąć, ale ta wojna przyniosła ze sobą więcej strat niż Raikes była w stanie udźwignąć. Widok napisu Takuji Shibakuchi wyrytego na nagrobku wywoływał w niej mdłości. Kiedyś w jej złotych oczach jawił się blask. Kiedyś kochała życie i wolność… A teraz nie wiedziała kim była kobieta patrząca na nią w lustrzanym odbiciu. Nie była już natchnieniem do książek, ani siostrą i miała też wrażenie, że od bardzo długiego czasu nie była również kobietą swojego mężczyzny. Nie miała pojęcia kim była, prócz dziewczyny, która straciła zbyt wiele by wiedzieć co, kurwa, teraz. Nie było Jiraiyi, nie było Teja, a Kakashi… Żył. I choć póki co było to dla niej na razie najważniejsze, nie wiedziała już kim dla siebie byli...

___

W lokalu w jakim się znajdowały nie było wcale pusto, ale panowała w nim głucha, nieprzyjemna cisza. Nad stolikami wisiały ponure twarze. Mało kto coś mówił, a jeśli już to robił, to ledwo poruszał ustami wydając z siebie mało słyszalny i niewyraźny mamrot. Nie pachniało pysznym jedzeniem, mięsko nie skwierczało na dużych grillach… Nad stolikiem jaki Raikes zajmowała razem z Kayeko wisiały przygaszone lampy, których żółte światło opadało na kość policzkową mulatki oraz palce pokryte strupkami, jakimi bezsilnie stukała o drewniany blat. Wspierając się na drugiej ręce, dłoń miała do połowy wsuniętą w grube pukle rudych włosów. Była wykończona. Była zmęczona łzami i cierpieniem – a najgorsze było w nim to, że wcale nie malał. Twarz Teja cały czas jawiła jej się przed oczami. Cały czas słyszała w głowie jego głos i śmiech, i kiedy to wywoływało w jej sercu ogromne ciepło, pojawiała się zaraz ta pierdolona rozpacz.

— Nie wierzę, że go nie ma… — Szepnęła, wiedząc, że nie musiała mówić głośniej, by Kayeko ją usłyszała. Z jednej strony gryzło ją to, że w takim momencie nie było przy niej Kakashiego, ale jednocześnie czuła całą sobą, że w tej chwili nie potrzebowała nikogo innego prócz Yakushi, bo ona również nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią Teja - był jej przyjacielem i ramię w ramię walczyli w czasie wojny, a teraz musiała zaakceptować fakt, że nigdy więcej go nie zobaczy. Co prawda podczas bitwy straciła wiele osób, które znała chociażby z widzenia i łączyły ją z nimi pojedyncze wspomnienia, ale choć ich śmierć odcisnęła na niej swoje piętno, to na pewno nie tak mocne, jak w przypadku Shibakuchiego. Również myślała, że jest na to przygotowana — w końcu wszyscy shinobi muszą liczyć się z tym, że pewnego dnia mogą utracić swoich bliskich — ale szczerze mówiąc, w ogóle nie była. Za każdym razem, gdy jej myśli wędrowały w kierunku przyjaciela, czuła przejmujący ból w klatce piersiowej, a łzy cisnęły się jej do oczu. Nie była przyzwyczajona do reagowania w ten sposób na śmierć drugiej osoby; zawsze powtarzała sobie, że nie może okazywać słabości, ale tym razem było to od niej silniejsze. Cieszyła się, że tym razem miała przy sobie Raikes, ponieważ jej obecność przynajmniej w pewnej części była w stanie uśmierzyć odczuwany przez Yakushi ból. Właściwie, teraz gdy Teja już nie było, przyjaciółka pozostawała jedyną bliską jej osobą. Nie miała pojęcia, co by ze sobą zrobiła, gdyby i jej zabrakło. Wolała jednak nie wędrować myślami w te rejony, gdyż to tylko jeszcze bardziej by ją dobiło.

— Ciągle mam wrażenie, że za moment wejdzie tutaj i zapyta nas, czemu jesteśmy takie przybite — odparła, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Bardzo wyraźnie widziała tę chwilę oczami wyobraźni, do tego stopnia, że miała wrażenie, iż czuła zapach Teja tuż obok siebie. Nie była w stanie powstrzymać łez, które zebrały się w kącikach jej oczu, gdy uświadomiła sobie, że to tylko iluzja. Tak bardzo chciała, żeby wrócił. — I pewnie teraz gapi się na nas z tą swoją zawadiacką miną, śmiejąc się, że siedzimy w barze i go opłakujemy. — Zaśmiała się, choć tak naprawdę nie wierzyła w żadne życie pozagrobowe. Miała przykrą świadomość tego, że w momencie, w którym wróg zadał Tejowi śmiertelny cios, ten całkowicie przestał istnieć. Dla mulatki to była niewyobrażalna tragedia, ale zdawała sobie ona sprawę z tego, że dla Yakushi Tej nie był tylko przyjacielem. Wraz z tą myślą, momentalnie uniosła swoje złote oczy ku dziewczynie i przyjrzała jej się. W nieco sądny sposób… Jakby wymagała od niej, by znajdowała się co najmniej w takiej samej rozsypce, w jakiej była ona sama. Jakby szukała jeszcze kogoś, kto tak, jak ona, wziąłby na siebie ciężar odpowiedzialności za jego śmierć. To było dziwne, toksyczne uczucie i zdecydowanie okrutna myśl, ale nawet zdawanie sobie z tego sprawy nie powstrzymało Raikes przed kolejnymi słowami.

— Między wami do czegoś doszło, prawda? — To niby było pytanie, ale brzmiało bardziej jak twierdzenie. Wypowiedziane z wyrzutem i surowo… Ale ta surowość momentalnie zniknęła z jej zmęczonego spojrzenia, gdy czarne oczy Yakushi uniosły się na nią w reakcji, a w obrazie, który stworzyła sobie wyobraźnia mulatki pojawił się Tej… Spuszczający łeb ku dołowi, chowający za dłonią zawadiacki uśmiech jaki był reakcją na imię niebieskowłosej kunoichi. Ten obraz ją piekielnie zabolał, bo ta dwójka miała realne szanse na to, by się wzajemnie uszczęśliwić. W oczach Raikes już od samego początku rysowali się jako świetnie dobrana para, a teraz wojna odebrała go zarówno jej, jak i Yakushi. Kurwa, był tak dobrym facetem… Opiekuńczym, wrażliwym, inteligentnym i zabawnym. Jego śmiech był w stanie rozbawić nawet największego ponuraka. Był wyrozumiały i nikogo nie oceniał. A teraz pozostał im po nim nagrobek. Raikes miała pewność, że Tej był zadurzony w Yakushi i wątpiła, by z drugiej strony wyglądało to inaczej. Na krótką chwilę zdążyła się opanować, chociaż pytanie „gdzie wtedy byłaś?” cisnęło jej się na usta. Odwracając głowę w bok, wbiła zmęczone oczy w przyciemnioną szybę przy jakiej siedziały. Kayeko i Tej byli w tej samej dywizji podczas wojny – tak się akurat złożyło. Skoro walczyli "ramię w ramię", to gdzie była, kiedy umierał?

Pytanie zadane przez Raikes przeszyło serce Yakushi niczym idealnie wycelowana strzała. Dotychczas starała się nie myśleć o tym, co wydarzyło się między nią, a Tejem przed bitwą, wiedząc, że wspomnienia te będą dla niej jedynie źródłem cierpienia. Teraz jednak nie mogła się przed nimi schronić, ponieważ chciała być szczera wobec przyjaciółki, chociaż wolałaby, aby ta nie zadawała jej tego pytania z takim wyrazem twarzy. Jednakże z drugiej strony rozumiała, że Shibakuchi właśnie straciła brata, wobec czego Kayeko nie powinna odbierać jej złości tak personalnie. Ona również skrywała w sobie wiele emocji, ale lata praktyki nauczyły ją jak trzymać je skutecznie pod kloszem i nie pozwolić im ujrzeć świata dziennego. 

          — Zanim wyruszyliśmy na pole bitwy zaprosił mnie na randkę — wyznała po dłuższej chwili milczenia, podczas której zbierała się do tego, żeby w ogóle wypowiedzieć te słowa. Wcale nie było to dla niej proste. — Dobrze wiesz, że wodziłam za nim oczami od dawna, robiąc przy tym z siebie kretynkę i myśląc, że on niczego nie widzi, ale… — Tu zatrzymała się, czując, jakby jakaś niewidzialna dłoń zacisnęła się na jej gardle. Raikes z cierpkim przełknięciem śliny dostrzegła łzy, które nagle pojawiły się w kącikach czarnych oczu. Ból był zbyt silny. — Cóż, na pewno zrobił to w swoim stylu. W sensie, wiesz, bardzo bezpośrednio — zaśmiała się, ale w tym dźwięku nie dało się usłyszeć żadnej radości. Był to cholernie smutny śmiech. — Na początku, kiedy powiedział, żebym się z nim umówiła, myślałam, że po prostu robi sobie ze mnie żarty. Ale później spojrzałam na niego... W sensie, naprawdę się mu przyjrzałam, i zdałam sobie sprawę, że on mówi poważnie. No, i zgodziłam się, mieliśmy iść… Wiesz, jak to wszystko się skończy, ale on… — Zagryzła mocno wargę, nie chcąc się rozpłakać, bo ostatnie, czego chciała, to załamać się tu i teraz gdy Raikes potrzebowała jej pomocy. Dlatego całą sobą walczyła z tymi wszystkimi uczuciami, nie dając im nad sobą zapanować. 

Kakashi był wtedy z nimi. Był ich dowódcą. Raikes nie mogła przestać myśleć o tym jak ta dwójka zawiodła nie tylko ją, ale też jej brata. Uczucie rozgoryczenia i wściekłości nie dawało jej spokoju nawet teraz. Nawet po tym jak wraz ze słowami Kayeko przed jej oczy zaczęły napływać obrazy przedstawiające jej brata - tak żywego, jak nigdy - zapraszającego Yakushi na randkę. Była zła, bo cierpiała. Była wściekła. Na siebie - że jej tam nie było. Na Kayeko - że miała ten pieprzony przywilej bycia przy nim, który zmarnowała. I na Kakashiego dokładnie za to samo. 

    — To gdzie wtedy byłaś? — Zrobiła to. Pomimo tego, że doskonale wiedziała, że nie powinna, to była względem Yakushi… Okrutna. Zwyczajnie okrutna. Chciała dać upust tej goryczy. Bolało ją serce i bolało ją całe ciało. Podpuchnięte i zaczerwienione oczy skierowały się prosto ku bladziutkiej twarzy Kayeko, rzucając jej bezlitosne spojrzenie. Pełne usta mulatki wykrzywiły się w groźnym grymasie. Czuła, jak szczypała ją delikatna i zaczerwieniona w tym momencie skóra pod oczami od nieustannego, kilkudniowego płaczu i ocierania łez palcami. Dziewczyna nie odpowiedziała jej od razu, więc Raikes zadała ten sam cios jeszcze raz. Jeszcze mocniej… — Skoro tak wodziłaś za nim oczami, to czemu nie robiłaś tego wtedy...? — Jej głos był zimny. Jej spojrzenie jeszcze nigdy nie było tak okrutne… A najgorsze było to, że to okrucieństwo wcale nie przyniosło upragnionej ulgi.

— Byłaś kiedyś na wojnie, Raikes? — zapytała Yakushi, patrząc na swoją przyjaciółkę. Wytrzymanie jej spojrzenia wiązało się dla niej ze sporym wysiłkiem, ale zrobiła to, bo nie zamierzała dać się wpędzić w poczucie winy. — Myślisz, że to miejsce, w którym można uratować każdego? Albo co najmniej wszystkich tych, którzy są dla nas ważni? Bardzo bym chciała, aby to było takie proste, jak ci się wydaje, ale rzeczywistość jest cholernie okrutna — powiedziała. Czuła się teraz niesamowicie pusta i chociaż chętnie wykrzyczałaby te słowa prosto w twarz Raikes, to nie miała na to siły. Poza tym i tak nic by to nie zmieniło. — Idąc na pole bitwy, robimy to z zaufaniem do swoich towarzyszy. Wierzymy w nich, tak samo jak oni wierzą w nas. Inaczej nie potrafilibyśmy walczyć, bo ciągle oglądalibyśmy się na siebie nawzajem. — Nie spodziewała się, że Shibakuchi będzie w stanie to zrozumieć i że takie wytłumaczenie ją zadowoli, ale Kayeko nie zamierzała się przed nią tłumaczyć z tego, gdzie wtedy była i co robiła. — Chcesz obwiniać mnie i Kakashiego za śmierć Teja? Proszę bardzo, ale nigdy nie będę żałować tego, że zaufałam Tejowi.

Raikes patrzyła na młodą kunoichi z lekkim zażenowaniem. Planem było, by to za nim ukryć wściekłość jaka w nią uderzyła po słowach Kayeko, która zwyczajnie… nie miała racji. Która tak bardzo myliła się, mówiąc i myśląc to wszystko, że mulatkę doprowadzało do wrzenia. Bo rzeczywiście ona nie miała tego zrozumieć najprawdopodobniej nigdy. 

— Łał… — Zaczęła, nie oszczędzając sobie lekceważącego tonu i spojrzenia, jakiego nie oderwała od przyjaciółki. — Za takie przemówienia też dostajecie wyróżnienia i medale? 

Shibakuchi porzuciła bycie shinobi dawno temu. Zostawiając wojsko za sobą, przyłączyła się do zboczonego Sannina, z którym podróżowała po świecie, odnajdując spokój właśnie w takim beztroskim życiu. Nie przekreślała znaku Liścia na swojej przepasce, ale nie przywiązywała do niej wagi. Znaczyła dla niej tyle, co nic. Pamiętała, że jej pierwsze wątpliwości co do zawodu kunoichi zaczęła mieć po tym jak od pewnego Jonina z Konohy usłyszała, że dobry żołnierz salutuje i wypełnia rozkazy. Z jednej strony to całkowicie miało sens. Było logiczne. Ale w jej główce zapaliła się wtedy czerwona lampka. Po raz pierwszy zadała sobie pytanie “czy tego właśnie chcę?”. Czuła, że pewne rozkazy po prostu są nie do wykonania. W przypadku Teja, oczywiście, że żałowała. Żałowała, że tylko kiwnęła głową, gdy przydzielono ją do innej dywizji. Żałowała, że zaufała nie tylko samemu Tejowi, ale również Kakashiemu, który zapewnił ją, że będzie miał go na oku. — Czasami zapominam, że jesteś shinobi. I ludzkie odruchy są ci totalnie obce… 

To było oczywiste, że po tej wymianie zdań Raikes nie zamierzała dalej spędzać dnia w tym miejscu i towarzystwie Yakushi. Podnosząc się od stołu, nawet nie zerknęła w jej kierunku - dostrzegając w niej w tym momencie wroga - współwinowajcę tragedii przez jaką obie przechodziły. 

— Ale postaram się pamiętać o tych ckliwych słowach, kiedy będę zabierać rzeczy Teja z jego mieszkania — rzuciła na koniec, nie szczędząc sobie tego, by w drodze do drzwi rzucić pod nosem obelgą. 

 ___

Po pogrzebie dni zaczęły jej się zlewać w jedną całość – wszystkie były takie same, a noce bezsenne. Kakashi wychodził do nowej pracy, a ona gniła w łóżku, póki z niej nie wrócił. Była pewna, że po stracie siwowłosego Sannina doskonale poznała gorzki smak żałoby, ale teraz zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo się wtedy myliła. To dopiero po śmierci Teja zawalił jej się cały świat. Nie była sobą. Była wrakiem i w niczym nie przypominała kobiety sprzed wojny. Całe dnie spędzała zawinięta w kłębek pościeli, nie jedząc i nie pijąc, nie pozwalając nawet najdrobniejszemu promykowi słońca dostać się do pomieszczenia przez szczelnie dociśnięte do siebie zasłony. Nieustannie dręczące ją bóle głowy popijała nawet paroma tabletkami przeciwbólowymi dziennie. Miewała noce podczas których zwyczajnie nie spała pogrążona w myślach, z pustym spojrzeniem wbitym w ścianę i były też takie podczas których płakała z twarzą wciśniętą w poduszkę, odwrócona do Kakashiego plecami. Czasami ją słyszał, przyciągał ją do siebie i zamykał troskliwie w ramionach, czasami mu na to nie pozwalała, wstając z łóżka i kryjąc się w łazience, a czasami mężczyzna spał tak głęboko, że nie słyszał ani jednego szlochu.  

Dawała się całkowicie pochłonąć rozpaczy i ignorowała każde pukanie do drzwi, jeśli takowe się pojawiało. Ukrywała się przed wszystkimi. Ukrywała się przed światem i przed samą sobą - unikając patrzenia w lustro przy okazji korzystania z ubikacji jakie niestety było nieuniknione. Wiedziała co w nim zobaczy. Popękane usta, wysuszoną i pobladłą cerę, brudne włosy i sińce pod oczami… Ale tak naprawdę dla Raikes jej wygląd – choć tragiczny – nie miał tak dużego znaczenia, jakie miałoby spojrzenie sobie w oczy i zobaczenie w nich własnego upadku... 

______________________________________________

 
        ^  to ja, po skończeniu tego rozdziału.

Uff. To było ciężkie ~ ! Zdaję sobie sprawę z tego, że Raikes jest aktualnie okropna (i jeszcze jakiś czas będzie, shhh), ale jesteśmy na samym początku drogi, am i right? Mam nadzieję, że udało mi się dobrze przedstawić to, w jak beznadziejnym jest stanie iiii że nie skreślicie jej z powodu jej malutkiej załamki.
Rozdział był współtworzony z Julą, do jakiej należy Kayeko ❤
Razem z Kuso bardzo dziękujemy za ciepłe przyjęcie w narutowej blogosferze
Cytat: Ariana Grande - ghostin, bo love me some Ariana.

15 komentarzy:

  1. Siedząc z kubkiem porannej kawy w ręce (tak porannej po 12) przeczytałam prawie jednym tchem. To było takie... życiowe. Żałoba po najbliższych jest fatalna, lecz troszeczkę irytowało mnie obwinianie innych za śmierć Teja, zwłaszcza osoby, dla której też był ważny. Rozumiem jednak, dlaczego Raikes się do tego posunęła, każdy przeżywa żałobę na swój sposób.
    Niemniej czekam z przyjemnością na kolejny rozdział i zastanawiam się, czy Kakashi będzie odgrywał jakąś większą rolę, niż tylko obecny partner bohaterki :D

    Pozdrawiam, K. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze: ❤ i dziękować bardzo za komentarz.

      Hahah, z jednej strony się cieszę, że zachowanie Raikes wzbudza w czytelniku jakieś emocje, ale z drugiej boli mnie, że jest to irytacja (chociaż wcale się jej nie dziwię). Muszę to przyjąć na klatę, bo jednak zdecydowałam się na takie, a nie inne przedstawienie bohaterki >D Dobrze, że jesteś wyrozumiała, haaaa. ❤
      Nie wiem, co Ci powiedzieć na temat Kakasza, bo się boję, że prawda może Cię wyeksmitować z naszego opowiadania :D Pojawi się już niedługo + będzie całkowicie jemu poświęcony jeden rozdział, natomiast opowiadanie jest głównie o parkingu Doku x Raikes, więc główne spotlight będzie na nich.
      Pozdrówka i jeszcze raz dziękuję!

      Usuń
    2. Tak myślałam, patrząc na zakładkę bohaterowie :)
      Jednak jestem ciekawa tego opowiadania więc na pewno zostanę :D
      Weny życzę i czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D

      Usuń
  2. Doskonale musisz zdawać sobie sprawę, że mój komentarz tutaj, jest zbędny – bo uwielbiam sposób w jaki piszesz, oraz to jak prowadzisz Raikes. Sama ona jest postacią do jakiej mam słabość i jaką wręcz kocham. Bezstronnie podchodząc do tego rozdziału, czytając go, pękało mi serce. Nie płakałam, ale nie robiłam tego, ponieważ się powstrzymywałam… Sam sposób w jaki opisałaś jej przechodzenie żałoby i to jak ją wyniszczyła strata brata jest i genialny i boleśnie prawdziwy. Nie jest wypacykowanym i szybkim gojeniem ran, TY WRĘCZ POZWOLIŁAŚ BY TO NARUSZYŁO JEJ CHARAKTER!!! I to mi się spodobało. Zero cofania się i powstrzymywania. Momentami miałam wrażenie, że opisałaś to realistycznie, właśnie dlatego że nie Raikes nie broniła się przed negatywnym wpływem tego stanu na jej relacje innymi. Że oddałaś całe to piekło jakie przechodziła i zrobiłaś to w taki sposób jakby jednocześnie lekko Ci się to pisało i sprawiało ból – co rozumiem, bo nie wiem, czy potrafiłabym aż tak skrzywdzić Dokiego, ale raz się żyje, a tutaj wszystko się jakoś ułoży! Opis tego co działo się dookoła, jej odczuć i całej po wojennej sytuacji - świetnie Ci wyszedł. Czuć w tym emocje i uczucia, a przecież chodzi o to by się wczuwać. Jestem zachwycona Szmaciulo.
    No i wątek z Kayeko!!! Uwielbiam to jaka pomiędzy nimi jest energia, jak naturalnie nie tylko się przyjaźnią, ale i żrą. Dlatego Jula dziękuję, że jesteś i że mogłam znowu zobaczyć relacje dziewczyn!
    Czekam oczywiście na więcej, by wena nigdzie nie uciekła! I oczywiście jestem bardzo dumna, że dzielisz się ze wszystkimi Raikes. Co prawda nie pierwszy raz, ale pierwszy po tak długiej przerwie!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Beznadziejnie komentuje się coś, co samemu się w pewnej części pisało, dlatego uznałam, że skupię się na początku i końcu rozdziału.

    Szczerze mówiąc, sądziłam, że będzie on dłuższy, bo na ten moment zamyka się on tak naprawdę w tylko jednej scenie. Przez to niewiele zostaje (przynajmniej dla mnie) do skomentowania, choć na pewno oba te fragmenty dobrze oddają emocje Raikes i jej ból związany ze stratą brata. Bardzo podobało mi się to określenie, że cały świat shinobi po zakończeniu wojny ma na sobie blizny.

    Myślę jednak, że ten drugi fragment nic za bardzo nie wnosi, bo w gruncie rzeczy odnosi się do tego samego, co ten pierwszy. O wiele bardziej wolałabym, żebyś POKAZAŁA w jakiejś scenie, to co zostało opisane w kilku zdaniach (chodzi mi na przykład o jakąś rozmowę między Raikes a Kakashim).

    Jeśli chodzi o fragment napisany przez nas, to w sumie powiem tylko, że na pewno bardzo mocno uderzyły mnie emocje Raikes, które były silne nawet jak na nią. Chyba właśnie w tej rozmowie najlepiej widać, w jakim stopniu uderzyła ją śmierć brata i sądzę, że wyszła tam bardzo ludzko ze swoim żalem i złością. Myślę, że gdybym nie czytała tego wcześniej, to te momenty byłyby właśnie tymi, które najbardziej łapałyby mnie za serce.

    Z niecierpliwością, jak zawsze, czekam na kolejne rozdziały, a także życzę dużo weny i nieustępliwości w dalszym pisaniu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. KAY-CHAN!!!❤
      No, jak patrzę na niego teraz to rzeczywiście wyszedł mi nieco krótko. W pierwotnej wersji miało się w nim zadziać trochę więcej, ale wtedy chyba za szybko pchnęłabym fabułę na przód (SPOILER: raiki miałaby się tam lepiej poczuć) a też nie chciałam by w jednym (i to PIERWSZYM) rozdziale znajdowały się te jej najgorsze chwile i lepsze. Trochę stąd to „odnoszenie się do tego samego” co w pierwszej części, bo zależało mi na tym, żeby tą smutną ekspozycją pokazać jak duże jest przybicie Raikes. W tej „pierwszej części” chciałam nakreślić jakie Raiki obciążają uczucia, a w drugiej jebnąć takim wręcz pleonazmem, żeby tak dobitnie pokazać jak źle jej jest, jak bardzo przytłacza ją ta żałoba. Bo można być przybitym, ale jakoś tam funkcjonować, a ją ta żałoba całkowicie położyła na łopatki – dlatego to kiszenie się w wyrze, bla bla bla.
      Za tę rozmowę między dziewczynami to mogę Ci dziękować i dziękować… No i rzecz jasna PRZEPROSIĆ, bo biedna Kayeczko. Ciężko mi się pisało to okrucieństwo względem niej, ale staram się unikać, jak ognia robienia z Raikes Mary Sue na tym blogu i będę się posuwać do różnych rzeczy, żeby pokazać jej ludzkie, zjebane, nieidealne i brzydkie strony.
      Dziękuję, że czytasz i fajno, że czekasz na wincyj, huehueheu.

      Usuń
  4. Wrócę jak tylko ogarnę się życiowo. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ogarnęłam się życiowo.
      Zarwałam nockę z poczuciem winy, że to zrobiłam, ale nad ranem dla poprawy humoru strzeliłam sobie rozdział. Czytając go miałam pewien niedosyt. Czułam brak jakiejś malutkiej rzeczy, która złamałaby mi serduszko, przez którą musiałabym biec do psychiatry po antydepresanty. Na szczęście, (bądź nie) nie doszło u mnie do tego, że czułam się tak jak Ty po skończeniu tego rozdziału.
      Oprócz tego czytało się całkiem przyjemnie, a Raikes nie wydaje się wcale taka okropna. Zwyczajnie depresyjna, za to nie polubiłam się z Kayeko, która nieco mnie.. Zirytowała? Nie podpadła do gustu, to na pewno. Poza tym, jak zawsze cudownie.
      Z pozdrowieniami

      Usuń
    2. W skrócie.
      Dla mnie za mało depresji, ale mówię to jako osoba pisząca najbardziej depresyjne opka, po których wylewasz łzy w chusteczki. Niedosyt mocny.
      Więcej Raikes. Więcej Kakashiego.
      Więcej krwi.
      Więcej, po prostu.

      Usuń
    3. Dzięki za komentarz i przeczytanie rozdziału pomimo braku ogaru życia :D Będzie więcej, ale spokojnie, to dopiero pierwszy rozdział mordko, nie może być więcej od razu, bo co będzie później? :D
      Cieszę się, że tyle w Tobie zrozumienia dla Raiki ❤ Może w jej następnym rozdziale coś Cię chwyci za serduszko, ale coś czuję, że ciężko będzie Cię znokautować :D
      Lovki! ❤

      Usuń
  5. Och, więc to powojenne (ciekawe czy to kanoniczna wojna czy coś innego, niedługo się dowiem^^). Opis Raikes był dobry, prawdziwy. Straciła brata, więc smutek i irracjonalna złość na cały świat jest tutaj jak najbardziej na miejscu.
    Wowo, kim jest jej facet? Czy to kakashi? Oj lubię takie małe zagadki, które odkrywa się z biegiem historii. To zdecydowanie ciekawsze niż wyłożenie wszystkich kart od razu. Takie moje zdanie.

    "Co prawda podczas bitwy straciła wiele osób(...)choć ich śmierć odcisnęła na niej swoje piętno, to na pewno nie tak mocne, jak w przypadku Shibakuchiego."
    Całkowicie to rozumiem. Fakt ogromu strat po wojnie przytłaczający, ale to ludzkie płakać najbardziej po najbliższych. W swojej żałobie można być samolubnym.
    J kurcze, ta rozmowa między dziewczynami była emocjonalna. Nie myślałam, że tak się potoczy. Ale tak, ludzie w emocjach mówią różne rzeczy. Jest ta rozsadzająca złość, która musi znaleźć ujście. Nawet jeśli później będzie się żałować.

    Mówisz że Raikes jest okropna. A ja mówię, że to dobrze! Widać w niej człowieka, a nie idealnego bohatera ffanfikiwego bez skazy, silnego jak skała. Tak, irytuje, ale przez to jest ciekawym bohaterem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sayu 🥺 Zrobiłaś mi dzień tymi komentarzami 💗💗💗 Bo wiadomo, to miłe jak czytelnik daje o sobie znać, sama wiesz 💗
      Ufff, cieszę się, że Raikes zdobyła Twoją sympatię (w sumie może bardziej akceptację xd). Bałam się trochę przedstawiać postać OC od tej gorszej strony, bo wiadomo może się to skończyć różnie.
      Dziękuję za komcia 💗

      Usuń
  6. Ale czuje się ukontentowana po tym rozdziale. Mimo że dotyczył tragedii to tak mi się go dobrze czytało :3 Nie zatrzymuję się, lecę dalej, bo jestem mega ciekawa co tu się wyprawia.
    Czy jestem sfrustrowana, bo nie odróżniam OC? Być może. Czy nie ogarniam skąd tam Kakaś i kto jest z jakiej wioski? Możliwe. Czy będę czytać dalej? Na pewno :D
    (i nie, nie martw się, to nie twoja wina, ja po prostu nie mam pamięci do imion i nazwisk tak bardzo, że przy postaciach niekanonicznych zawsze mam problemy xD )

    OdpowiedzUsuń