tag:blogger.com,1999:blog-18626423939506550412024-02-22T02:45:09.010-08:00I think I took it too far when I sold you my heart. [ZAWIESZONY]Heir Hrushhttp://www.blogger.com/profile/09410559081554489020noreply@blogger.comBlogger7125tag:blogger.com,1999:blog-1862642393950655041.post-64130492263052727492022-04-03T01:24:00.000-07:002022-04-03T01:24:07.066-07:00Informacja<p style="text-align: center;"><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: medium;"><b> BLOG ZOSTAJE TYMCZASOWO ZAWIESZONY</b></span></p><p style="text-align: center;"><a href="https://i.pinimg.com/originals/3d/81/0b/3d810beba628ecf63ac5d6bdeecc6b25.jpg" imageanchor="1" style="font-size: large; margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="450" data-original-width="800" height="248" src="https://i.pinimg.com/originals/3d/81/0b/3d810beba628ecf63ac5d6bdeecc6b25.jpg" width="441" /></a></p><p style="text-align: right;"><span style="font-size: medium;"><br /></span></p><p style="text-align: right;"><span style="font-size: medium;">Mamy nadzieję, że kiedy wrócimy blogosfera będzie jeszcze żyć.</span></p><p style="text-align: right;"><span style="font-size: medium;">- Heir i Kuso </span><span style="font-size: large;">❤️</span></p>Heir Hrushhttp://www.blogger.com/profile/09410559081554489020noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-1862642393950655041.post-18739459689397356232022-01-08T16:16:00.000-08:002022-01-08T16:16:14.386-08:00rozdział czwarty<p style="text-align: right;"><b>"Jeśli stracę siebie, stracę wszystko"</b></p><p style="text-align: right;"><b><br /></b></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: x-large;">R A I K E S</span></p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Od ceremonii pogrzebowej minęło parę tygodni. Po tak długim czasie spędzonym praktycznie tylko w łóżku, ciało Raikes było obolałe i ciężkie, a każdy mięsień zdawał się być sflaczały... Przyciąganie grawitacyjne materaca było bezlitośnie silne, a pościel wyjątkowo ciepła. Przez najświeższy okres żałoby to właśnie łóżko wydawało się być dla Shibakuchi jedynym dobrym i bezpiecznym miejscem. Niestety z czasem stało się jej małym więzieniem, czego w tym momencie była już świadoma – dlatego postanowiła się z niego wreszcie wydostać.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Raikes śmierdziała po paru dniach niekorzystania z prysznica. Od przynamniej tygodnia miała na sobie te same ubrania, które razem z ukiszonym pod kołdrą potkiem tworzyły nieprzyjemną skorupę. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Z oczami utkwionymi w suficie, leżała nieruchomo pod kołdrą, co chwilę musząc sobie przypominać o tym, że przecież miała wstać. W trakcie godziny zdążyła podważyć swoją decyzję kilka razy, ale ostatecznie podniosła się do pozycji siedzącej.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Ze skwaszoną miną, ociężałym ruchem odkryła się z kołdry i opuściła nogi na ziemię. Pochylona do przodu przetarła twarz dłońmi i westchnęła przeciągle, zastygając w bezruchu na kwadrans. Jej skronie pulsowały od bólu. Potrzebowała chwili, by zebrać siły w uśpionych mięśniach i poczekać aż zawroty głowy nieco zelżeją. W końcu niechętnie wyprostowała plecy i dźwignęła się ku górze. Długie, rude włosy jakie sięgały jej do pasa były oklapnięte i zaniedbane, pozostawiając nieprzyjemny dreszcz na skórze, o którą się ocierały. Pomrukując z niezadowoleniem pod nosem, Raikes leniwymi ruchami pozbyła się z łóżka starej pościeli. Rzucając ją na ziemię, z kolejnym ciężkim westchnięciem przeszła nad nią i pokierowała się do łazienki. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Tam wreszcie wlazła pod prysznic. Stanęła pod strumieniem wody i zadarła ku górze swoją twarz – poszarzałą, pozbawioną życia i zmęczoną – pozwalają ciepłym ścieżkom lać się po jej czole i policzkach w dół do reszty ciała. Z początku robiła tylko to – stała pod wodą, całkowicie oddając się regenerującemu uczuciu. Po raz pierwszy od dawna skupiła swoje myśli na sobie... Na tym w jaki sposób jej skóra reagowała na krople, które o nią uderzały, oraz na tym, jak rude włosy nabierały na wadze, gdy coraz mocniej nasiąkały wodą. Z czasem niedużą łazienkę zaczęła wypełniać świeża woń kosmetyków – kwiatowego szamponu i miodowo-waniliowego mleczka do ciała. Pachnąca para unosząca się w pomieszczeniu była miłą odmianą od smrodku znoszonej pościeli. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Choć całe to odświeżenie się zapowiadało niesamowitą zmianę, to Raikes nie poczuła się lepiej... Umyła zęby i twarz, a w skórę wmasowała kilka kremów i serum – może jej ciało poczuło się odrobinę lepiej, ale jej brat dalej nie żył, a ona dalej czuła się, jak gówno. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Nie pomogło odsłonięcie okien, zmiana pościeli na nową i wpuszczenie do pokoju świeżego powietrza. Nie pomogło ubranie czystego stroju, rozczesanie włosów i zjedzenie śniadania. Czuła pustkę. Wokoło niej panowała cisza, chociaż dzięki uchylonym oknom była w stanie słyszeć ćwierkanie ptaszków. Jej myśli nieco zmieniły kierunek, ale było ich ciągle za dużo. Przelewały się. Nie mogła się ich pozbyć ani ich wyciszyć. Teraz nie krążyły już tylko wokół Teja, a jej życia tutaj w Konoha... Ze zmęczenia i bezradności dochodziła do różnych wniosków. Na przykład takich, że tego mieszkania nie potrafiła nazwać swoim domem. Chociaż na tym łóżku, na jakim siedziała teraz, spędziła ogromną ilość nocy – również samotnych – czuła się tutaj jakby nadal była obca.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Rozglądając się po pustym pomieszczeniu, ponurym wzrokiem kreśliła ścieżki po białych ścianach. Zawieszone na tablicy korkowej karteczki pamiętały jeszcze bardziej beztroskie dni, a napisane na niej przestarzałe notatki zdążyły wyblaknąć. Nawet ten widok nie poruszył kącikiem jej ust. Te nieustannie trwały w posępnym grymasie… Jej myśli zaczęły wędrować do czasów, w których pierwszy raz uleciało z niej życie, rozpoczynając ten mizerny okres, podczas którego jej dusza gniła z tygodnia na tydzień i miesiąca na miesiąc.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Dzień, w którym jej serce pierwszy raz pękło na pół był dniem, w którym Kakashi poinformował ją o śmierci Jirayi. Ale cierpienie jakiego doświadczyła wtedy, było niczym w porównaniu do tego, co czuła teraz.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Wiedziała, że nie nadawała się na żołnierza… Wiedziała, że bycie kunoichi przestało mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie i sens, gdy wyrosła z bycia małą i zakompleksioną dziewczynką, potrzebującą tytułu shinobi, do tego by poczuć się wartościową. Tylko, że z jednej strony żałowała, że wciągnęła się w to jeszcze raz po powrocie do Konohy, ale z drugiej była zła na siebie, że nie było jej przy Teju tamtego dnia na polu walki… Miała świadomość tego, że do końca swoich dni będzie sobie wyrzygiwać, że nie udała się na front razem z nim, bo może gdyby tam była, Tej nadal by żył. Była zawsze dobra w gdybaniu i braniu na siebie odpowiedzialności nawet za coś, na co kompletnie nie miała wpływu.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Drzwi do kawalerki pozostawały zamknięte, a jej oczy nieustannie były do nich przyklejone. Miała mętlik w głowie. Nie miała pojęcia co teraz ze sobą zrobić. Nie miała pojęcia, jak miała ruszyć do przodu i jak miała dalej żyć. W jej głowie momentalnie pojawiło się pytanie „Jak ja się tutaj znalazłam?”</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Poruszając głową, zbliżyła podbródek do ramienia. Opuszczając nieco wzrok w podłogę, zmarszczyła czoło i pozwoliła sobie na moment zadumy.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>W jednej chwili jej wszystkie myśli ucichły, a lisie oczy skupiły się na skromnym pęku kluczy, który leżał na podłodze obok szmacianej torby. Oddech ugrzązł jej w płucach.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>— Ja pierdolę… — szepnęła słabo, sięgając do zmęczonej twarzy dłonią, gdy pochyliła całe swoje ciało w przód, wspierając łokcie na kolanach. Wplatając palce w gęste włosy na czubku głowy, przymknęła powieki, czując ciężar na żołądku. Przypomniała sobie, że czekało ją najgorsze…</p><p style="text-align: center;">__</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Klucze zakołysały się w powietrzu, zawieszone kółeczkiem na jej środkowym palcu. Były trzy. Dwa srebrne – jeden od bramy, drugi od drzwi mieszkania i trzeci najmniejszy – złoty – do skrzyneczki pocztowej. Raikes stała przed budynkiem mieszkalnym, po drugiej stronie ulicy. Była tam sama z wyboru, chociaż z początku wyobrażała to sobie inaczej. Z początku potrzebowała, by był przy niej Kakashi, kiedy opróżniałaby mieszkanie zmarłego brata z jego rzeczy, ale rzeczywistość była taka, że Kakashi i tak nie miałby na to czasu, a ostatecznie Raikes czuła, że… Nie chciała go tam. Była jeszcze Kayeko, która na pewno przyszłaby tutaj z nią, ale pomimo tego jak mulatka potraktowała ją tamtego dnia w barze, wolała jej oszczędzić dodatkowego cierpienia.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Biorąc głęboki wdech, postawiła przed siebie pierwszy krok. Przeszła na drugą stronę, otworzyła furtkę, wdrapała się na czwarte piętro i stanęła przed drzwiami pod numerem 115. Nieustannie ściśnięty żołądek dawał jej się we znaki… Wokół tych drzwi roztaczała się mroczna aura. Cisza panująca na korytarzu wywołała jedną myśl – to teraz słyszał Tej, głęboko pod ziemią.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Drzwi wydały z siebie cichy i przeciągły dźwięk, kiedy je otworzyła… Były uchylone zaledwie w połowie, gdy samoistnie się zatrzymały ukazując skrawek kawalerki. Oczy Raikes zaszkliły się. Panele skrzypnęły pod pierwszym, a później drugim krokiem. Po przekroczeniu progu skórę Shibakuchi pokrył dreszcz. Nieprzyjemny, lodowaty i paraliżujący… Pomimo tego, że pomieszczenie w jakim się znalazła było… takie ciepłe. Jej usta zadrżały wraz z tą myślą. Kiedy je rozchyliła wdychając do płuc powietrze, zamknęła za sobą drzwi i utknęła przy nich. Oświetlony przez promienie słoneczne pokój wyglądał tak, jakby Tej wyszedł z niego zaledwie chwilę temu. Wszystko wokoło sprawiało wrażenie, jakby mężczyzna dalej żył i ta myśl była nie do zniesienia. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> <span> </span></span>Opadając plecami na drzwi, odchyliła głowę i wypuszczając klucze na podłogę, drugą ręką pochwyciła za bolący żołądek, opadając pupą na panele.</p><p style="text-align: center;"><span> </span><span> __</span></p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Minął kwadrans. Raikes nadal siedziała na ziemi pod drzwiami, o które zapierała tył głowy. Pustym wzrokiem wpatrywała się w malutkie drobinki kurzu, unoszące się w powietrzu, pośrodku kawalerki. Minął kolejny kwadrans. Myśli kobiety krążyły wokół tamtego dnia. Zastanawiała się jak Tej zginął. Kto go zabił? Czym? Czemu Tej nie zrobił uniku? Nie dostrzegł nadciągającego ataku? Poświęcił się dla kogoś? Ta niewiedza ją wykańczała…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Po może trzydziestu kolejnych minutach w końcu podniosła się do góry. Pociągając noskiem postawiła kilka pierwszych kroków przed siebie – ku pokojowi jaki stanowił na co dzień domową przestrzeń dla Teja. Szła wolno, ostrożnie. Przed zabraniem się do działania chciała dać sobie jeszcze chwilę na to, by psychicznie się do tego przygotować. Chciała poczuć się w tej przestrzeni chociaż odrobinę swobodniej. Poruszanie się po pokoju zmarłej osoby było wyjątkowo nieprzyjemnym doświadczeniem. Przestrzeń nie była duża, więc nie zapowiadało się na to, aby czekało ją dużo pracy – przynajmniej pod względem fizycznym.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>W pierwszej kolejności zatrzymała się przy niedużej meblościance. Jej oczy momentalnie odnalazły leżące na wierzchu koperty. Kilka otwartych, kilka zamkniętych. Z nimi przeplatały się różne kartki i – oczywiście – fotografie. Raikes zdziwiłaby się, gdyby znajdowały się w ramkach i były ustawione na przykład na oknie. Fotografie jako pierwsze wygrzebała z papierowej kupki i niespiesznie przejrzała, raz jeszcze siorbiąc noskiem. Zwiesiła wzrok na jednej z nich; przedstawiającej Takujiego i Kayeko. On był uśmiechnięty w pogodny i szczery sposób, a Kayeko w delikatny, nieco onieśmielony. Ślina cierpko przeszła mulatce przez gardło, a usta jakie pod wpływem chwili nieświadomie sama ułożyła w uśmiech, wygięły się ponownie ku dołowi. Jej twarz nieco pobladła, kiedy w głowie usłyszała swój własny głos, formujący się w słowa jakich nigdy nie powinna była mówić do Yakushi.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>— Ty idiotko… — szepnęła.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Przekładając zdjęcie pod spód innych, nabrała więcej powietrza do płuc, gdy jej oczom ukazało się ich wspólne – jej i Teja. Raikes momentalnie opuściła obie ręce wzdłuż ciała i zbliżyła podbródek do ramienia, by ta konkretna fotka nie była nawet w zasięgu jej wzroku. Na opalonej twarzy pojawił się grymas rozpaczy, a złote oczy momentalnie się zaszkliły. Kręcąc z niedowierzaniem głową, Raikes wstrzymywała w sobie wybuch płaczu. Sądziła, że była w stanie sobie z tym poradzić bez niczyjej pomocy. Sądziła, że najgorszym miało być przekroczenie progu tej kawalerki. Głupiutka.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Unosząc dłoń do twarzy, opuszkami palców wklepała w skórę rzadkie łzy, które ledwie co wydostały się z kącików jej oczu. Siorbnęła noskiem i wstrzymała w sobie szloch. Wzięła głębszy wdech i bez patrzenia jeszcze raz na te pieprzone zdjęcia, schowała je do tylnej kieszeni czarnych, dresowych spodni.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>— Ja pierdolę… — Jeszcze raz pokręciła głową. Nigdy nie przechodziła przez coś tak strasznego.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Rzucając na kanapę rozpiętą torbę, rozszerzyła ją jak tylko było to możliwe i podeszła do niedużej szafy, w jakiej znajdowała się naprawdę garstka ubrań. Wyjmując je wszystkie z górnej szafki, zgarnęła je w swoje ramiona i miotnęła nimi w dół, prosto w czeluść torby. Z wieszaka zdjęła zaledwie jedną rozpinaną kurtkę i jedną bluzę – tę czarną, z czerwonym ślimaczkiem na ramieniu. Zawieszając na niej dłużej wzrok, przesunęła kciukiem po miękkim materiale, już w tym momencie wiedząc do kogo to ubranie powinno trafić. Albo może nie…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Na zadartej ku górze twarzy pojawiła się wątpliwość.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Do tej samej torby wpadło kilka podstawowych kosmetyków, jedna para butów, kilka zwojów i trzy książki – z czego jedną z nich było „Eldorado flirtujących”. Shibakuchi uniosła brwi ku górze w wymownym grymasie na widok pomarańczowej okładki, a różowe, nieco przeschnięte usta ułożyły się w łagodny uśmiech. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>— Głupek… — mruknęła pod nosem, z dziwacznym uczuciem nostalgii wkładając książki do środka, by na nich zakończyć pakowanie. Zamek torby zamknął się… Raikes zarzuciła ją sobie na ramię i poczuła jak jej uśmiech zaczął niknąć. Odkryła kolejną górkę. Kolejny najgorszy moment tego całego wypadu – jeden z, kurwa, wielu. Wyjście. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Cisza panująca w pokoju znowu stała się najgłośniejsza. Raikes poczuła znowu ten nieprzyjemny dreszcz, ale sto razy gorszy niż wcześniej. Wyjście stąd miało być następnym etapem prowadzącym do zamknięcia pewnego rozdziału – rozdziału, na jakiego zamknięcie nie była cały czas gotowa. W jej oczach znowu pojawiły się łzy i tym razem nie udało jej się ich powstrzymać. Dwie z nich pociekły ciurkiem wzdłuż nieco szerokiego noska, docierając do górnej wargi drżących ust. Wszystkie szafki były opróżnione, blaty puste… </p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Ospałe kroki poprowadziły rudowłosą do drzwi. Nacisnęła na klamkę, otworzyła je. Te znowu skrzypnęły, a Raikes znowu stanęła w ich progu. Zwróciła mokrą od łez buzię w kierunku widnego, ciepłego i cichego pokoju. Kolejna łza spadła na jej policzek, gdy mrugnęła. A kiedy woda całkowicie przysłoniła jej obraz, pospiesznie wyszła na korytarz i zamknęła drzwi za sobą. W trzęsących się palcach przebrała klucze, aby znaleźć ten jeden konkretny. Nim zamknęła zamek i wręcz go z niego wyrwała, czym prędzej kierując się do schodów. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Jej bródka drżała, usta układały się w podkówkę, serce biło niespokojnie, a ciało zdawało się rozrywać z każdym kolejnym krokiem oddalającym ją od czwartego piętra. Tej nie żył już od tak dawna, a jednak w tym momencie czuła, jakby zostawiała go na dobre – kolejny raz. </p><p style="text-align: center;">__</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Jej dłoń wreszcie uniosła się ku górze. Kostka zgiętego palca uderzyła nieśmiało o nawierzchnię drzwi. Raikes miała wrażenie, że jej serce biło głośniej, niż ona zapukała. Przez myśl przeszło jej, by może jednak szybko stąd uciec i wrócić kiedy indziej – a być może nawet nie wrócić tu wcale. Była spięta, a w jej oczach odbijał się strach. Mulatka cały czas trzymała zawieszoną w powietrzu dłoń, ale nie ponowiła pukania. Co więcej głosy w jej głowie zaczęły coraz głośniej i bardziej chaotycznie wrzeszczeć, by stamtąd uciekała. Posłuchała się ich. Oddychając płyciej, z szybszym biciem serca odwróciła się napięcie i już miała zacząć iść, kiedy usłyszała za drzwiami kroki. „Kurwa” – pomyślała, bo było za późno na udaną ucieczkę. Szybko się zatrzymała i jeszcze szybciej obróciła przodem do drzwi, które otworzyły się w bezlitosnej prędkości. W nich stanęła Kayeko… Żałoba zdawała się nie dać jej aż tak we znaki, jak samej Raikes, ale trzeba było przyznać, że widywała przyjaciółkę w lepszym stanie.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Zaistniała nieco głupia sytuacja, bo Shibakuchi było naprawdę ciężko stać tutaj przed niebieskowłosą i patrzeć jej w twarz.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>— Przepraszam za to co powiedziałam po pogrzebie. — Ten jeden raz słowo „przepraszam” było tak łatwe do wypowiedzenia. — To było beznadziejne… Nie zasługiwałaś na takie traktowanie, a mnie nic nie usprawiedliwia…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Kayeko mogła widzieć w oczach przyjaciółki prawdziwą skruchę, której nie widywało się za często i właśnie na ten widok Yakushi uniosła brwi, zaskoczona zaistniałą sytuacją. Chciała dać przyjaciółce czas i przestrzeń na to, aby poukładała sobie sprawy związane ze śmiercią Teja, dlatego się do niej nie odzywała. Poza tym ona sama również tego potrzebowała. Wobec tego sądziła, że minie trochę czasu, zanim zobaczą się ponownie. W pierwszej chwili nawet nie wiedziała za bardzo, co powiedzieć, tylko wpatrywała się w Raikes.</p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>— Masz rację, nie zasługiwałam na to, ale dla nas obu był to trudny moment — odparła w końcu. Później spojrzała na Shibakuchi, uśmiechając się do niej lekko. — Może wejdziesz do środka? — zaproponowała.</p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>Raikes odetchnęła z ulgą, czując jak w przyjemny sposób jej ciało zaczął wypełniać spokój. Przekrzywiając nieco głowę w bok posłała Yakushi lakoniczny uśmiech.</p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>— Wejdę… — potwierdziła krótko. Poruszyła się niespiesznie i postawiła krok ku progu mieszkania. Przechodząc przez niego uniosła dłoń do niebieskowłosej i zaczepnym, ale czułym ruchem potrąciła spód jej drobnego noska. — Od zawsze wiedziałam, że jesteś starym mędrcem zaklętym w młodym ciele.</p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>Znajdując się w środku, od razu pokierowała się do pokoju w jakim mogły usiąść. Zajmując miejsce na pobliskiej kanapie, opadła na nią półbokiem, układając sobie na kolanach bawełnianą torbę, na której kurczowo zacisnęła palce. Gdy tylko Kayeko znalazła się w jej polu widzenia, mulatka odetchnęła głęboko, patrząc na Młodą z dołu.</p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>— Przyszłam, bo byłam u Teja… W mieszkaniu — uściśliła, by nakreślić, że nie chodziło jej o odwiedziny na cmentarzu. — Musiałam wszystko zabrać i oddać klucze zarządcy. — Spuszczając wzrok, zamilkła, pozwalając aby nieprzyjemna cisza zawisła pomiędzy nimi. — Wzięłam dla ciebie parę rzeczy — powiedziała po chwili, unosząc niepewne spojrzenie na przyjaciółkę. </p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>Kayeko spojrzała na Raikes, nie do końca rozumiejąc znaczenie słów, które ta przed chwilą wypowiedziała. To, że Shibakuchi była w mieszkaniu Teja, zdawało się być sensowne i zrozumiałe, ale dlaczego miałaby brać z niego coś dla niej? Nie przypominała sobie, aby cokolwiek tam zostawiła. </p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>— Co masz na myśli? — zapytała, ściągając mocno brwi. Yakushi nie potrafiła tego wyjaśnić, ale z jakiegoś powodu bała się odpowiedzi. Może dlatego, że powoli wracała do normalności po śmierci mężczyzny i ponowne zetknięcie się z nim – w pewnej formie – mogłoby naruszyć tę kruchą równowagę, którą zdążyła zbudować. </p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>Raikes dostrzegła to wszystko na bladziutkiej twarzy Yakushi. Już wcześniej brała pod uwagę to, że taka sytuacja mogła zaistnieć, ale nie do końca się na nią przygotowała. </p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>Miała teraz dwa wyjścia: albo powiedzieć wprost co ze sobą przyniosła, albo po prostu wyjąć te rzeczy z torby i je pokazać. </p><p style="text-align: justify;"><span style="white-space: pre;"> </span>— Mam na myśli jego rzeczy… — odpowiedziała ostrożnie, choć miała wrażenie, że i tak niczego nie wytłumaczyła. Łatwiej byłoby te rzeczy jej dać, ale skoro to miałoby złamać Kay-chan serce, to wolała aby ta torba pozostała zamknięta. — Wasze wspólne zdjęcie… Jego bluzę… — Serce mulatki spowolniło. Spuszczając wzrok, uniosła obie dłonie w bezradnym geście i pozwoliła im z plaskiem opaść na jej pełne uda. — Myślałam, że może będziesz chciała coś zatrzymać. Na pamiątkę… — Złote oczy ponownie uniosły się do twarzy Yakushi. Zagryzając nerwowo dolną wargę, poczuła jak zaczęły jej się pocić dłonie.</p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">— Rozumiem, jeśli nie będziesz chciała nic z tego zabrać. Brałam to pod uwagę — powiedziała, nie zauważając w którym momencie znowu zaszkliły jej się oczy. Pociągając noskiem, osunęła wzrok na drobne dłonie Yakushi rozpinające tę przeklętą torbę. — Sama myślałam, że się rozpadnę, jak go pakowałam…<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Kayeko trudno było opanować drżenie rąk. Każda komórka jej działa sprzeciwiała się temu, by zajrzeć do środka, dlatego musiała się do tego zmusić. Początkowo nie wiedziała, na co tak właściwie patrzy. Wszystkie przedmioty zlały jej się w jeden i potrzebowała chwili, by wyodrębnić ich poszczególne kształty. Pierwszym, co ujrzała, było wspólne zdjęcie jej i Teja. Dokładnie pamiętała dzień, w którym zostało ono zrobione. Byli wtedy razem w barze, rozmawiając i pijąc drinki. W pewnym momencie Shibakuchi uparł się, że powinni iść do fotografa i poprosić go o zrobienie wspólnego zdjęcia, bo żadnego jeszcze razem nie mają. Kayeko bardzo długo mu się opierała, bo nigdy nie uważała się za osobę fotogeniczną, ale w końcu się zgodziła, chyba głównie dlatego, że pragnęła zrobić mu przyjemność. Teraz cieszyła się, że wtedy podjęła taką decyzję. Dzięki temu miała po nim chociaż taką pamiątkę.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Uśmiechnęła się do znajdującego się przed nią zdjęcia. Widziała na nim tego Teja, którego chciała zachować w pamięci; szczęśliwego, radosnego, pełnego nadziei. Nawet nie dostrzegła, kiedy w jej oczach pojawiły się łzy, ale gdy zdała sobie sprawę z ich obecności, wcale się ich nie przestraszyła, tak jak robiła to wcześniej. Chyba dotarło do niej, że musiała sobie pozwolić na tę żałobę, dlatego pozwoliła im płynąć, choć w połączeniu z uśmiechem, który wciąż miała na twarzy, wyglądało to niepokojąco.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">— Dziękuję, że mi to przyniosłaś — powiedziała, przenosząc spojrzenie ze zdjęcia na twarz Raikes. Zauważyła, że ona również była poruszona tą sytuacją, ale nie potrafiła znaleźć żadnych słów, aby ją pocieszyć, choć bardzo chciała to zrobić. W obliczu tak ogromnej straty mogła jej jedynie zaoferować swoją obecność.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Mulatka w odpowiedzi jedynie pokiwała głową, spuszczając wzrok w dół. Łapiąc jedną dłoń w drugą, zaczęła naciskać kciukiem na inne palce. Był to nerwowy odruch, bo miała w planach zrobić coś jeszcze nim stąd wyjdzie.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">— Przyszłam też dlatego, że… — Czuła na sobie spojrzenie czarnych oczu Kay-chan. — Mój czas w Liściu dobiega końca… — Wraz z tym wyznaniem Raikes uniosła powoli spojrzenie na przyjaciółkę. To było dziwne uczucie mówić jej o odejściu z Konohy, bo właśnie tutaj się poznały lata temu. — Chciałam się pożegnać.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Yakushi spojrzała przyjaciółkę zaskoczona, trochę jakby nie rozumiała wypowiadanych przez nią słów. W pierwszej chwili chciała zapytać, dlaczego Shibakuchi podjęła taką decyzję, ale szybko zrozumiała, że było to bez sensu. Przecież znała odpowiedź i nie dotyczyła ona tylko Raikes. Dla nich obu nie był to prawdziwy dom. Nie urodziły się tutaj, nie spędziły tu większości swojego życia. Niezależnie od nawiązanych tu relacji, było to miejsce tylko na chwilę, dłuższą lub krótszą.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">— Nie mów, jakbyśmy się miały już nigdy nie spotkać — powiedziała, zamiast zalewać przyjaciółkę pytaniami. Oczywiście, że wolałaby mieć Shibakuchi przy sobie, ponieważ była ona jedną z niewielu osób, z którą Kayeko udało się nawiązać bliską relację, ale rozumiała, że Raikes potrzebuje teraz czegoś innego, niż stagnacja. — Uważaj na siebie i pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc — zapewniła, uśmiechając się do przyjaciółki. — Ale powiem ci, że nie pomagasz mi teraz tą informacją — dodała po chwili i roześmiała się.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Na twarzy Raikes pojawił się słaby uśmiech.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">— Wybacz… — Jej ciało podniosło się ospale ku górze. Skrępowanym ruchem przetarła dłonie o materiał spodni, pozbywając się ze swojej skóry lekkiej warstwy potu. Jej niepewne spojrzenie utkwione było w twarzy przyjaciółki, która również wstała z fotela. Może powinna była teraz powiedzieć więcej, posiedzieć z Kayeko dłużej… Ale… — Nigdy nie byłam dobra w pożegnaniach — mruknęła z przekąsem, wzruszając w zakłopotaniu ramionami i zbliżyła się do drobnej sylwetki, niepewnie wyciągając ku niej dłonie.<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">Yakushi przylgnęła do niej, a mulatka oplotła wokół niej ramiona, nadal czując dziwaczną opiekuńczość za każdym razem, kiedy to robiła. Wsparła podbródek na czubku dziewczęcej głowy, przygnębione oczy kierując ku sufitowi.<o:p></o:p></span></p><p style="text-align: justify;"></p><p class="MsoNormal" style="text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">— Na pewno się jeszcze spotkamy…<o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: center; text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif;">__</span></p><p style="text-align: justify;"><span> </span><span> </span>Tykanie małego, stojącego na parapecie zegara zaburzało ciszę panującą w kawalerce. Raikes siedziała na krawędzi pościelonego łóżka. Miała szeroko rozstawione nogi i splecione ze sobą dłonie pomiędzy kolanami. Jej palce nieustannie się poruszały, choć robiły to leniwie. Unosiły się, ocierały o siebie, zaczepiały się… Jej paznokcie były krótkie i niepomalowane. Unosząc jedną z dłoni, wyprostowała ją i skupiła się na tym widoku. Marszcząc lekko brwi, przesunęła oczami po mniejszych i większych draśnięciach, o które przysporzyło jej życie shinobi. Zaciskając mocniej szczęki, uniosła zamyślone spojrzenie ponad palce. Akurat w tamtym momencie usłyszała kroki za drzwiami. Kierując na nie oczy, powoli wyprostowała swoją sylwetkę i wstrzymała oddech. W progu pojawił się Kakashi, momentalnie zauważając zarówno Raikes, jak i leżący przy jej nogach bagaż. Nieco blednąc, spojrzał jej w oczy. </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://sakirko.tumblr.com/post/672856913068933120" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;" target="_blank"><img border="0" data-original-height="949" data-original-width="1539" height="246" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEgjQXikPJuPT-9ixlz3EBnuzL7Gru6-l2LO-h2gXYf7ufM3e_7YUObjkllrXchlBYIpH2khrLauQHeya1qugFi7QZ6yj9CdPBtXFC0xijcnB2wwH1ZOeYtJck6pu4M_qaWtbpb8rPOivW7FBqt9VVAtiVsj35Z6oFhGL0UW7_G6nFjwSvBpUPuaRocN=w400-h246" width="400" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">______________________________</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both;"><span style="font-size: x-small;">runnin' (lose it all) - naughty boy, beyonce, arrow benjamin</span></div><div class="separator" style="clear: both;"><span style="font-size: x-small;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both;"><span style="font-size: x-small;">Nie mam za wiele do powiedzenia oprócz tego, że Raiki powoli staje na nóżki. ❤</span></div>Heir Hrushhttp://www.blogger.com/profile/09410559081554489020noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-1862642393950655041.post-23486222038224190932021-11-12T12:27:00.052-08:002022-01-08T16:12:37.068-08:00rozdział trzeci<p> </p><p style="text-align: right;"><b>"Oh, jakie nieszczęście - każdy chce być moim wrogiem..."</b></p><p style="text-align: right;"><b><br /></b></p><p style="text-align: right;"><b><br /></b></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: x-large;">N A N A O</span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="mso-spacerun: yes;"> </span> Oddech Nanao był dowodem
na to, jak pogodzony z rzeczywistością był. Powolny, przynosił ciężar, jaki
odczuwał w piersi. Nie potrafił pozbyć się z twarzy grymasu rozczarowania i
zmartwienia, które odczuwał zawsze w sytuacjach, takich jak ta. Ten poranek
miał pociągnąć za sobą pewne, nieprzyjemne konsekwencję. Zamyślone spojrzenie
bruneta przesunęło się po szerokich i nagich plecach mężczyzny, który zajmował
dwuosobowe łóżko, w jego mieszkaniu. Jasne włosy, roztrzepane układały się
dookoła śpiącej twarzy. Ich ubrania porozrzucane po ziemi, były dowodem,
pierwszym od dłuższego czasu na to, że to, co robili, nie powinno być wcale
takie beztroskie. Szatyna nie powinno tam być – nie, jeśli oboje chcieli
spokoju jaki w Kiri był czymś ekskluzywnym dla ludzi takich jak oni. Ciemne
brwi Nanao ściągnęły się, gdy przez jego głowę przemknęła myśl, że powinien go
obudzić. Ostatecznie, chcąc uniknąć jakiejkolwiek rozmowy, przynajmniej w
tamtym momencie – ostrożnym ruchem zamknął za sobą drzwi sypialni. Jego krok
był niespieszny, gdy, przekładając przez głowę czarny golf, oddalił się w
kierunku kuchni. Oczy bruneta były nieco opuchnięte, a na bladej skórze
zaskakująco wyraźnie było widać liczne blizny, które zakrył materiał osuwanego
ubrania – tych na twarzy nie miał, jak ukryć, ale jak już nie raz miał szansę
usłyszeć, dodawały mu charakteru…</p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"><o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"> —
Prawda… — mruknął pod nosem, na wspomnienie słów Hidekiego, wypowiedzianych
zaledwie parę godzin po wojnie. Kącik ust Nakamury uniósł się w leniwym
uśmiechu, gdy, wstawiając wodę w czajniku, znowu obejrzał się za siebie w
kierunku sypialni. Nie mógł odczuwać braku jasnowłosego Shinobi, gdyż ten
zaledwie parę godzin wcześniej opuścił wioskę, ale wiedział, że to się zmieni…
Z czasem. Zwłaszcza gdy brunet czuł również niepewność, związaną z tym jakie
kroki Doku miał podjąć po spotkaniu tajemniczej dziewczyny. — Konoha, nie brzmi
tak źle… — sapnął ociężale brunet, gdy, przełykając ślinę, przymknął oczy,
odrzucając od siebie myśli o dezercji. Jego kompas moralny działał nazbyt
dobrze. Nawet jeśli, jedynie chciał żyć wolno i godnie w miejscu, które mógłby
nazwać domem. — Mógłbym przywyknąć do słońca…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"> —
Wybierasz się gdzieś? — Głos, jaki rozszedł się za jego plecami sprawił, że
mięśnie w jego przełyku zacisnęły się. Gdy tylko Nanao spojrzał przez ramię na
obudzonego kochanka, zdołał dostrzec na jego twarzy nerwowość, którą krył pod
nikłym uśmiechem. W dużych dłoniach ściskał bluzę zwiniętą w kłębek. Zbliżył
się do niego boso, mniej pewnie niż robił to poprzedniej nocy. — Pójdę już. —
Oświadczył. Wlepiał w niego wzrok pełen napięcia.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"> —
Wstawiłem wodę… — Brunet nie zwlekał, od razu się odzywając jakby to miało
zatrzymać u niego mężczyznę. Równie niepewne spojrzenie skupił na jego oczach.
— Napij się chociaż czegoś, skoro i tak już jest późno. — mruknął, nie kryjąc
napięcia w głosie, niepewności jaką wybudziła w nim ta sytuacja. Był świadomy,
że o tak późnej godzinie, któraś z jego sąsiadek i tak miała zobaczyć
wymykającego się z jego mieszkania szatyna. Teo pozostawiał propozycję Nanao
bez odpowiedzi. Nabierając głęboko powietrza do płuc, sprawił, że jego tors
uniósł się wysoko pod jego wpływem. Spuszczając wzrok w bluzę, jaką miętolił w
dłoniach, pokiwał głową.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"> —
Lepiej nie — powiedział po chwili, spoglądając na bruneta spode łba. Przełknął
cierpko ślinę. — Nie powinno mnie tu być od paru godzin. Lepiej nie kopać pod
nami głębszego dołka… — Jego głos się ściszył, gdy pod naporem męskiego
spojrzenia, swoje ponownie obniżył. Różnili się nieco od siebie. Teo mimo
wszystko czuł się mniej pewnie ze swoją seksualnością niż Nakamura. Dlatego
zamiast zostać, wolał czym prędzej stamtąd zniknąć. Wycofując się do niedużego
korytarzyka, przełożył przez głowę ciemną bluzę i nasunął ją na resztę ciała.
Nanao mógł słyszeć, jak szatyn ubierał buty. Nakamura nie poszedł za nim, a
jedynie podążył za nim spojrzeniem. I gdy ten zniknął za ścianą, jego wąskie
usta zacisnęły się mocniej. Niemoc jaką poczuł, była przytłaczająca – równie
bardzo co świadomość, że nie miał szansy na to wpłynąć.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"> —
Jakby jego głębokość miała coś zmienić… — mruknął pod nosem, ale był świadomy
tego, że Teo go usłyszał, bo nagle dźwięk szurających butów ustał. Uważne
skupienie bruneta zdawało się wywiercać dziurę w kuchennym blacie przy jakim
ten stał, nawet wtedy, gdy usłyszał ciche kliknięcie klamki. — Zobaczymy się
jeszcze? — Nakamura musiał unieść głos, by mieć pewność, że pytanie dotarło do
uszu szatyna. Ich relacja nie była zawiła, a jednak samotność zmuszała ich do
upewniania się czy każdy pojedynczy raz nie był ostatnim.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"> <o:p></o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: center;">______<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"> <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;"> Wsuwając
klucz w zamek, mężczyzna usłyszał za sobą powolne i nierówne kroki.
Skrzypnięcie poręczy zdradzało, z jakim ciężarem ktoś na nią napierał. I
wystarczył niewyraźny szept, by kąciki jego ust ułożyły się w cierpki uśmiech.
Nie obawiał się tego spotkania. Słowa nie mogły go zranić już tak, jak robiły
to wcześniej – a jednak sytuacja jaka zaszła w południe w jego mieszkaniu
sprawiła, że przekręcając klucze w drzwiach i je z nich wysuwając, obrócił się.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-top: 12pt; mso-margin-bottom-alt: auto; text-align: justify;"> —
Pani Taganaki… —Nanao odezwał się bez wahania, zwracając się do pomarszczonej,
wiekowej staruszki, jaka w jednej z dłoni ściskała laskę. Mógł przysiąc, że
słyszał jej oddech za drzwiami, za każdym razem, gdy ktoś u niego był.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-top: 12pt; mso-margin-bottom-alt: auto; text-align: justify;"> —
Degenerat… — odezwała się kobieta, sapiąc przy tym ciężko, zza okrągłych
okularów obserwując każdy ruch swojego sąsiada, jakby miał ją zaraz zaatakować.
I nawet w strachu przed konfrontacją, nie śmiała nie zareagować na jego
obecność tam.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-top: 12pt; mso-margin-bottom-alt: auto; text-align: justify;">Nakamura sapnął krótko, powstrzymując się
przed ironicznym śmiechem. Jedynie pokręcił głową, duże dłonie wsuwając, wraz z
kluczami do kieszeni służbowych spodni.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-top: 12pt; mso-margin-bottom-alt: auto; text-align: justify;"> —
Naprawdę myślałem, że przy kolejnej okazji wymyśli Pani coś lepszego… —mruknął
ze spokojem, marszcząc przy tym nieznacznie brwi. Był opanowany i uprzejmy. Nie
wyrażał się źle o starym próchnie, jakim była. Oddychając nieco głębiej, Nanao
ostatecznie odetchnął ciężko, kręcąc głową. —Życzę miłego dnia… — Dodał i
więcej się za sobą, nie oglądając, ruszył w kierunku schodów, prowadzących
niżej. To czego staruszka nie mogła dostrzec, to zaciśnięte szczęki i skurczony
żołądek. Każdy z tych objawów miał minąć. Wszystko miało pozostać w
przeszłości…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-top: 12pt; mso-margin-bottom-alt: auto; text-align: justify;"> —
Powinno się was pozbyć! Wszystkich! Degeneratów! —Z gardła Nakamury wydostał
się tylko krótki dźwięk. Pojedyncze chrząknięcie, jakie było sygnałem dla
staruszki, że ją usłyszał, nie zatrzymując się. I im dalej był, tym kobieta
nabierała coraz więcej pewności siebie, krzycząc i rzucając wyzwiskami…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-top: 12pt; mso-margin-bottom-alt: auto; text-align: justify;"> Będąc
na zewnątrz, Nanao nasunął na głowę ciężki kaptur, chroniąc się przed deszczem,
który tego dnia wywołał w nim niechęć do pracy i do spotkania, na jakie się
kierował. Wiedział niestety, że teraz bardziej niż kiedykolwiek, jego pomoc
była potrzebna. Należąc do Anbu, był odpowiedzialny za podległych mu w drużynie
ludzi. Był odpowiedzialny za cywili, zwłaszcza tych jacy równie zmęczeni życiem
w Kiri tak jak i on próbowali coś zmienić, protestując i głośno wyrażając swoje
zdanie, na temat ludzi u władzy. Jego jasne tęczówki skupione były tylko na
drodze przed nim. Myślami powracał do Hidekiego i do rozmowy jaką brunet,
przeprowadził z Teo…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-top: 12pt; mso-margin-bottom-alt: auto; text-align: justify;"> <o:p></o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: center;">______<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"> <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-top: 12pt; mso-margin-bottom-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">
Palce Nakamury ocierały się o siebie z każdym ruchem jego
dłoni. Zajmował jedno z dwóch miejsc, na kamiennej ławce, pozwalając by ciężkie
krople deszczu moczyły kaptur, który nasunięty miał na głowę. Nie przeszkadzało
mu to, bo był przyzwyczajony do takiej pogody. Tak jak przyzwyczaił się do
uczucia niepokoju, jakie w tamtym momencie trawił jego wnętrzności. Wiedział,
że nie powinien zgadzać się na próbę przekonania Doku, co do stanowiska
Mizukage. Nanao jednak to zrobił i nie zamierzał więcej mieszać się w decyzje
podejmowane przez przyjaciela.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify;">Niebieskie tęczówki powolnie sunęły po
otoczeniu. Łagodne spojrzenie wychwytywało każdą z pojawiających się sylwetek,
do momentu, gdy to na jednej z nich jego wzrok się nie zatrzymał i tam już
pozostał. Ciemne brwi zmarszczyły się, a plecy wyprostowały, gdy zaparł się
dłonią o udo. Zadarł mocno zarysowaną szczękę, posyłając niebieskowłosemu
swobodny uśmiech.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">— Ao… —
Witając go, mężczyzna podniósł się ku górze, dłonie od razu wsuwając w
kieszenie spodni. Nie odezwał się więcej, gdy jednooki wskazał mu, by ten za
nim poszedł. Nanao był spokojny, aczkolwiek sposób, w jaki się zachowywał nie
zdradzał tego jak czujny był – zwłaszcza względem niebieskowłosego.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"> —
Powiedz mi, Nakamura… — Zaczął Ao, zatrzymując się dopiero wtedy, gdy oboje
znaleźli się pod niewysoką kamienną altaną. Był rozdrażniony i nawet tego nie
ukrywał, gdy łypnął okiem na Nanao. — Czy Hideki miał jakiś uraz głowy, że nie
potrafi podejmować klarownych decyzji? — niski pomruk z jego ust, sprawił, że
brunet momentalnie uśmiechnął się łagodnie, wzruszając ramionami.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"> —
Masz dostęp do jego akt, sam sprawdź… — Nanao nie kpił, nawet sobie nie
żartował. Odpowiadał na zadane mu pytanie całkowicie poważnie, spodziewając się
wcześniej właśnie takiej reakcji po byłym doradcy Terumi, z jakim nie do końca
się lubili. Odmowa Hidekiego, dla niego wiązała się z kolejnym problemem i
znalezieniem kogoś innego na to stanowisko – a to trwało już za długo, by
wybrać przypadkową osobę.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">— Wiesz, o
czym mówię… Oczekiwałem…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">—
Doku ma swój własny rozum i nawet ja na niego nie wpłynę. — Brunet nie pozwolił
mu dokończyć. Głos miał stanowczy, ale nie uniósł go, skupiając jasne tęczówki
na mężczyźnie jaki, stał obok. Wąskie wargi miał zaciśnięte, a brwi ściągnięte
w lekkim napięciu. —Nie chciał tego od początku. — Uniósł niebieskie oczy w
jego kierunku, gdy prócz opanowania błysnęła w nich również stanowczość. Na
krótki moment pomiędzy mężczyznami zapanowała cisza, przerywana jedynie szumem
deszczu, jaki nabierał na sile. Spojrzenia obojgu powiodły gdzieś poza,
zadaszony teren.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">— Dostałem
informację, że opuścił wioskę…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">—Hmmm.
—Pomruk wydobył się z gardła jasnookiego, a przed jego oczyma momentalnie
pojawiła się scena, z jego rozmowy z Hidekim. Ta sama, jaka odegrała się tuż
przed jego odejściem. — Wiem. Wspominał o tym… — Brunet nie zamierzał ani
słowem, potwierdzić tego, gdzie dokładnie Hideki wyruszył. Cokolwiek Ao
wiedział od niego samego, musiało mu wystarczyć. Więc zamiast skupić się na
straconej szansie wprowadzenia w Kiri zmian, wolał skupić się na tym na czym
mógł. — Jakie teraz macie opcje?<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Ciemne
brwi Ao ściągnęły się, a spomiędzy nozdrzy wydostało się zmęczone sapnięcie.
Nie powinni o tym rozmawiać, Nakamura nie miał większego prawa do tych
informacji, ale prędzej czy później jako członek Anbu miał się o nich
dowiedzieć.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">—
Rozważamy Chōjūrō… — Wahanie starszyzny wioski wynikało jednak z wieku
chłopaka. Doświadczony, ostatni z pokolenia siedmiu szermierzy, mógł być dobrą
opcją— Nie możemy dłużej czekać, z wyborem… — Dodał, a jego ton przybrał nieco
zgryźliwej barwy. Obracając głowę przez ramię, dosięgnął okiem bruneta. —
Możesz przekazać to Hidekiemu…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">— Wątpię,
by go to obeszło… Ale tak zrobię. — Nakamura odezwał się dopiero po chwili,
jakby myślał nad słowami Ao. Hideki poświęcił dla Kiri sporo. Oboje poświęcili
- dlatego poniekąd Nakamura rozumiał decyzję przyjaciela, który w końcu
postawił na siebie. Ta myśl miała pozostać w głowie bruneta na dłużej,
zwłaszcza że przez spory okres, zapomniał o tym, że on również miał życie, jaki
musiał zacząć żyć…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Doku miał
cel… I trzymał się go, poświęcając być może swoją karierę Shinobi, dla
dziewczyny jakiej nie znał. Właśnie w tamtym momencie Nakamura, obserwując
nabierającą na sile ulewę – zdał sobie sprawę, że cokolwiek by nie zrobił dla
Kiri i jak bardzo by się nie starał, w oczach jej mieszkańców zawsze miał być
tą samą osobą. Degeneratem. Tą samą jednostką, jakiej połowa mieszkańców kraju
mgły i tak miała nienawidzić. Mięśnie jego żuchwy napięły się, a spojrzenie
stało się nieobecne. Gdy Ao zostawił go samego, Nanao nawet nie drgnął,
pozwalając własnemu ciału się uspokoić. Myśli w jego głowie wróciły na własny
tor. Serce biło wolniej…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Uspokoił
się i wyciszył, czując również ulgę, jaką niósł ze sobą fakt, że w każdej
chwili mógł odejść – tak samo jak zrobił do Hideki…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"> <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"> <o:p></o:p></p>
<p align="center" class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: center;">_______<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"> <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Przez
cienkie szparki, maski nie można było dostrzec jego oczu i tylko ruch głowy
zdradzał to, że Nakamura spojrzał na stojącego niedaleko członka Anbu.
Odsłonięte i napięte ramiona pokrywała cienka warstwa wilgoci, spowodowana
ciągłym deszczem, a ciemne włosy bruneta opadając na czoło, przyklejały się do
niego, sprawiając dyskomfort. I nawet podczas takiej pogody, mężczyzna
rezygnował z płaszcza jakim posiłkowała się połowa jego podopiecznych. Teo nie
mógł dostrzec tego jak intensywne i znaczące było spojrzenie, stojącego
niedaleko kompana. Nie mógł również zobaczyć napięcia z jakim ściągał on swoje
brwi, gdy na niego patrzył – mógł za to podejrzewać, że ten będzie chciał
dokończyć rozmowę jaka zakończyła się, wraz z jego wyjście z domu Nanao. Samo
to wspomnienie sprawiło, że szatynowi zaschło w ustach. Jego wnętrzności
wykręciły się, a chęć pozostawienia wszystkiego tak jak było, sprawiła, że jego
nogi momentalnie poderwały się z ziemi, by z kolejnym skokiem znalazł się na
jednej z gałęzi, ponad głowami rozproszonego oddziału.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Jedynie
patrolowali teren, na którym wcześniej zgłoszono niezidentyfikowanych Shinobi.
Rutynowa kontrola stawała się jednak pełna napięcia – zwłaszcza, dla Nakamury
jakiego dzień wcale nie rozpieszczał. W jakiego głowie od rozmowy z Ao rodziły
się myśli, których nie powinien mieć. Zwłaszcza te dotyczące nowego, lepszego
życia… Innych opcji, których nigdy nie rozważał.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Ciężkie
sapnięcie wydostało się z płuc Teo i gdy tylko jego szeroka pierś opadła, tuż
obok niego na gałęzi pojawiła się przykurczona postać mężczyzny – kochanka
jakim, w tajemnicy przed wszystkimi był Nanao. W kucającej pozycji, wsparty na
jednej ręce, znajdował się bokiem ustawiony do szatyna. Głowę miał na wprost –
tak że nikt nie domyśliłby się tego, że kątem oka obserwował sylwetkę stojącą
tuż obok niego.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">— Gdy
wychodziłeś… Nie odpowiedziałeś mi… — Nanao nawet nie udawał, że tamta
rozmowa nie miała miejsca. Bezpośredni i stanowczy głos nie przypominał tego,
którego używał na co dzień – wtedy, gdy nie nosił maski kota, na twarzy. Biała,
w zawiłe wzory, była cholernie inna od twarzy jaką prezentował każdego dnia.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">— Zamierzasz
pytać o to teraz? — Teo sapnął, a wyczuwalny obniżony głos był cichszy.
Obawiał się, że ktokolwiek byłby w stanie usłyszeć ich rozmowę. Z ich dwójki,
to on za wszelką cenę, chciał tą relacje utrzymać w tajemnicy. Zwłaszcza że
pracowali razem. Brunet mu nie odpowiedział, dźwigając nieśpiesznie swoje ciało
ku górze, odwracając głowę w zupełnie innym kierunku, tylko po to by
zmonitorować pracujących pod nimi członków Anbu. Jego milczenie samo w sobie
było odpowiedzią. — Nie wiem… To nie miało tyle trwać…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Wraz ze
słowami szatyna, żołądek Nanao podszedł mu do gardła. I chociaż uczucie nie
należało do najprzyjemniejszych, nie było też tym które wywarłoby na nim
ogromne wrażenie. Spodziewał się tej reakcji. Wiedział jakie podejście do ich
relacji miał Teo… Nie łudził się, że mogło to trwać długo, ale miał przebłysk
nadziei, że być może jednak mogło…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">— Nie
miało, to prawda... — Minął moment, za nim brunet mu odpowiedział.
Stawiając kroki na śliskiej powierzchni gałęzi, obrócił się przodem do
mężczyzny, pozwalając by ten dostrzegł szybszy oddech, który wzruszał jego
napiętymi barkami. — Słuchaj… — odezwał się, ale zamilkł w zawahaniu
zaciągając przy tym ślinianki w ustach. Głos zniekształcony przez maskę wydawał
się być bardziej zachrypnięty. — Jeśli masz wątpliwości to w porządku…
— Nie wahał się powiedzieć tego na głos, nawet jeśli nie chciał. Jasnooki
był jednak przede wszystkim, cholernie dobrym człowiekiem i nie chciał nikogo
wstawiać w złej sytuacji. On miał przeżyć. Poradzić sobie… Cokolwiek by się działo.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">— Nanao…
— Zaczął Teo, ale właśnie w tamtym momencie, w jednej chwili Nakamura mu
przerwał, krótkim kiwnięciem głowy.<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">—
Teren sprawdzony…— Pod nimi, na niższej gałęzi pojawiła się postać w masce.
Wyczulony instynkt bruneta zareagował, gdy najpierw wyczuł chakrę członka Anbu,
a później usłyszał jego głos. — Brak jakichkolwiek śladów intruza…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">—
Dołącz do oddziału… — mruknął Nakamura, a w jego głosie nie było nic co by
świadczyło o tym, że miał być zły. Nie urywał rozmowy dlatego, że poczuł się
skrzywdzony czy urażony, wątpliwościami mężczyzny. On taki nie był. Jedynym co
miało się zmienić między nimi, to to, że Nakamura miał być spokojniejszy niż
podejrzewał. Kolejna więź trzymająca go z Kiri zniknęła… A kolejna myśl
pojawiła się w jego głowie niczym rozkwitające pnącza… — Zarządzam
odwrót… <o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Ich
rozmowa, przynajmniej na razie dobiegła końca. Jedna z wielu...<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Teo się
wahał i chociaż jasnooki na niego nie patrzył, minęła dobra minuta, gdy ten
wykonał jego polecenie, znikając wśród drzew. Tak wyglądało ich życie i
relacja. Ciągłe wahanie, uważanie na własne kroki i słowa… Nanao był cierpliwy,
ciężko było go sprowokować. I nawet chociaż powinien odczuwać złość, lub
zniecierpliwienie, nie czuł ich…<o:p></o:p></p>
<p class="MsoNormal" style="line-height: normal; mso-margin-bottom-alt: auto; mso-margin-top-alt: auto; text-align: justify; text-indent: 35.45pt;">Gdzieś
wewnątrz niego pojawił się nawet, chwilowy żal względem Doku i jego decyzji,
jasnowłosy miał szansę coś zmienić. I nie zrobił tego... Ale wszystko co
kiedykolwiek trapiło Nakamurę nie było winą jasnowłosego. I nawet jeśli nowy
Mizukage miałby wprowadzić reformy w dotychczasowym prawie - nie zmieniało to
faktu, że ludzie nie mieli od tak przestać nienawidzić innych... Nienawidzić
jego...<o:p></o:p></p><div style="text-align: center;">__________________</div><div style="text-align: left;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhub0wk4CRxrXIxHxg4NkpOz9xosHGamto5U8QKJtnuE583GnvpNw3FX8-sFiPmNKpcf2WrwI4TD_XnhhWLlxniklHU1zDG6_HLRvMB_P9eAC1hqbmoZSi4ISUW5FRfhr3QEp2yN4jgfpNxDX5nyFmKD9shXOpcNAaBWuX_uDVWmucDktMK-JEqCJRC=s454" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="208" data-original-width="454" height="147" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhub0wk4CRxrXIxHxg4NkpOz9xosHGamto5U8QKJtnuE583GnvpNw3FX8-sFiPmNKpcf2WrwI4TD_XnhhWLlxniklHU1zDG6_HLRvMB_P9eAC1hqbmoZSi4ISUW5FRfhr3QEp2yN4jgfpNxDX5nyFmKD9shXOpcNAaBWuX_uDVWmucDktMK-JEqCJRC=s320" width="320" /></a></div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div><p class="MsoNormal" style="text-align: justify; text-indent: 35.45pt;"><span style="font-size: x-small;">Nanao jest niesamowitym
kochaniem, którego należało przedstawić światu – nie tylko ze względu na jego
relację z Doku, ale i również przez to że jego istnienie zawsze odgrywało
bardzo ważną rolę, w relacji głównych bohaterów. Dodatkowo nie da się go nie
kochać, bo jest wspaniałym i oddanym przyjacielem, no i art. Jaki go przedstawia,
a jaki odnalazła w odmętach internetu Heir jest po prostu cudowny <3<o:p></o:p></span></p>
<p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">Mam nadzieję że pokochacie, go
równie mocno jak ja i taki troszkę odchodzący od głównych bohaterów rozdział,
przypadnie wam do gustu <3 Miłej
lektury <span face=""Segoe UI Emoji",sans-serif" style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol-ext; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: "Segoe UI Emoji";">😊</span><o:p></o:p></span></p><p class="MsoNormal" style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;"><span face=""Segoe UI Emoji",sans-serif" style="mso-ascii-font-family: Calibri; mso-ascii-theme-font: minor-latin; mso-char-type: symbol-ext; mso-hansi-font-family: Calibri; mso-hansi-theme-font: minor-latin; mso-symbol-font-family: "Segoe UI Emoji";">Cyt.: Imagine Dragons - Enemy</span></span></p></div><div><br /></div>Unknownnoreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-1862642393950655041.post-79017628329317438792021-10-15T09:30:00.002-07:002021-10-15T09:30:44.734-07:00Kuso ma urodzinki!<p style="text-align: center;"> <span style="text-align: center;">❤</span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEi-BCfM61EUOqupSfWagUoywC8BOb9McBVyyQTIgEP1iHMqUu8sERdewp95SSIrz5E1ZY03cfwGuh2Yg1Lb-sg12WfnwsTCMruGxvdUhUOWQsBVOktH8S8a_CnuESzKQzo63NI3je_CfG0DpHfAlvaRXFtLIypz6Xy6sXI_TAsoul2iytGMbbXYH4tE=s1765" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1765" data-original-width="1582" height="394" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEi-BCfM61EUOqupSfWagUoywC8BOb9McBVyyQTIgEP1iHMqUu8sERdewp95SSIrz5E1ZY03cfwGuh2Yg1Lb-sg12WfnwsTCMruGxvdUhUOWQsBVOktH8S8a_CnuESzKQzo63NI3je_CfG0DpHfAlvaRXFtLIypz6Xy6sXI_TAsoul2iytGMbbXYH4tE=w353-h394" width="353" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: Montserrat;">To wszystko.</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: Montserrat;">To jest post.</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: Montserrat;">Kuso ma urodzinki ❤</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: Montserrat;">Wszystkiego najlepszego Kuso (i Doki) ❤</span></div><div><br /></div><div><br /></div><div><br /></div><div><br /></div><div style="text-align: right;"><span style="font-family: verdana; font-size: x-small;">Nie zapominajcie o <a href="https://raiku-unmei.blogspot.com/2021/10/rozdzia-drugi.html">nowym rozdzialiku</a>, który jest o Dokim właśnie ❤</span></div>Heir Hrushhttp://www.blogger.com/profile/09410559081554489020noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-1862642393950655041.post-12965044324843216942021-10-04T14:58:00.005-07:002022-01-08T16:13:08.584-08:00rozdział drugi<p style="text-align: right;"> <b style="font-family: "Times New Roman", serif; font-size: 12pt; text-align: right; text-indent: 35.4pt;">"Czy przed upadkiem odważysz się spojrzeć jej prosto w oczy?"</b></p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: right; text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i><br /></i></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: right; text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman",serif; font-size: 12pt; mso-fareast-font-family: "Times New Roman"; mso-fareast-language: PL;"><i><br /></i></span></p><p class="MsoNormal" style="line-height: normal; margin-bottom: 0cm; text-align: center; text-indent: 35.4pt;"><span style="font-family: "Times New Roman", serif;"><span style="font-size: x-large;">D O K U</span></span></p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Natarczywe spojrzenie Ao ścierało się ciemnymi oczyma Hidekiego i chociaż od jego wejścia do gabinetu Kage minęła chwila, żadne z nich się nie odezwało. Nie pierwszy raz się spotykali, ale pierwszy podczas jakiego Doku patrzył z wyższością na Ao, pomimo tego, że to jednooki tymczasowo zajmował fotel byłej Kage.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Cztery doby – tyle czasu minęło odkąd Doku poinformował listownie mężczyznę o swojej decyzji. Nie pozostawiał nikomu złudzeń, że nie zamierzał zostać szóstym Mizukage, a pomimo tego wezwali go… Zignorowali jego odmowę, odwołując się do wydarzeń z przeszłości, o których mieli zaledwie mgliste wyobrażenie. W świetle obecnego dnia, Hideki był dla nich bohaterem, który walczył z decyzjami Yagury. Był jednym z pierwszych shinobi jaki chciał zaprzestania krwawych egzaminów. Poświęcił temu życie, jednak tamten rozdział już miał za sobą. Nie tylko wojna, ale i czas pozbawiły jasnowłosego Kirijczyka pasji, jaką wkładał w walkę o Kiri.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Usta Ao drgnęły, układając się w wymuszonym uśmiechu, a sama ta próba zamaskowania jego prawdziwego charakteru sprawiła, że Hideki poczuł mdłe rozbawienie. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Wyglądasz lepiej… — Były doradca Mei Terumi nie musiał przyglądać się ciału stojącego przed nim kompana, by przypomnieć sobie, że samo stanie zaledwie parę dni wcześniej dla mężczyzny było niezwykle trudne. Sam fakt, że Doku będąc tam, nie wspierał się o kulach był dowodem na to jak dobrze ukrywał ból. Ao zamilkł, dając mu szansę na reakcję, ale gdy ta nie nadeszła, ściągając brwi, ponownie zabrał głos. — Otrzymałem twoją odmowę… — Przeszedł do konkretów. — Nie przyjmę jej…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Krótkie, urwane sapnięcie wyrwało się spomiędzy ust Hidekiego. Nie przypominało to śmiechu, ale pobrzmiewało w nim rozbawienie i politowanie. Zaskakującym było to, że właśnie takiej odpowiedzi mężczyzna się spodziewał po byłym kompanie.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Rób, co chcesz… — Głos jasnowłosego był apatyczny. Nie zamierzał zmienić poprzednio podjętej decyzji, tym bardziej, że zaledwie parę dni dzieliło go od momentu, w którym chciał opuścić Kiri. Jego nozdrza zafalowały, gdy nabrał przez nie głębszego oddechu. Mięśnie ciała napięły się, gdy próbował zapanować nad myślami jakie na krótko zawładnęły jego umysłem. Nad koszmarami, które ostatnimi czasy nie pozwalały mu spać. Powieki zmrużyły się, a spojrzenie ciemnych oczu osunęło nisko na biurko. Musiała minąć chwila, by znowu spojrzał na siedzącego naprzeciwko Ao.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Nie mogę cię do niczego zmusić… </p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— To nie zmuszaj… — Hideki wszedł mu w słowo, a baryton jego głosu był mniej przyjemny. Kirijczyk nie należał do osób rozmownych i tym bardziej nie lubił się powtarzać – stawał się wtedy rozdrażniony. — Lub sam obejmij to cholerne stanowisko… — Brwi jednookiego momentalnie powędrowały ku górze. Doku nie był pewien, czy stało się tak przez oburzenie, faktem, że mu to zaproponował, czy przez zaskoczenie. Od wygrania wojny minęło parę tygodni. Wioska potrzebowała kompetentnego przywódcy, a nie bandy idiotów, którzy z upartością brnęli do tego, by szóstym Mizukage został były zbieg, który za smarkacza zapoczątkował istnienie w Kirigakure ruchu oporu przeciwko Yagurze.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Z naszej dwójki Hideki... — Niebieskowłosy nabrał powolnie powietrza do płuc, urywając na moment zdanie. Uspokajał oddech. — To ty, się do tego bardziej nadajesz…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Pierdolenie… </p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Czyżby? Gdy walczyliśmy o lepszą przyszłość dla Kiri, nie przejawiałeś takiej niechęci. — Ao zdawał się być już spokojniejszy niż przed momentem. Przeszywając ciemnymi oczyma pociętą bliznami twarz Doku, przełknął ciężko ślinę. — Mieliśmy marzenia… Plany…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Terumi je spełniła… — Doku nawet nie był ostrożny w używaniu imienia zmarłej. Ostatecznie to ona osiągnęła to, o co podziemny ruch oporu walczył. Nawet jeśli ona była tylko tą, która podpisywała dekrety, a oni tymi którzy przelewali za nie krew. Marzenia i wizje, o których mówił Ao były czymś co kiedyś takich jak oni pchało do przodu.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— A ty masz szanse je kontynuować! Myślisz, że wprowadzone przez Terumi zmiany, długo się utrzymają? — Jednooki próbował go prowokować, z podniesionym głosem mówiąc o czymś, co nie robiło na jasnowłosym już wrażenia. Kirijczycy byli narodem, jaki pomimo koszmaru związanego z dawnymi tradycjami, cenili je. Nie od dziś było wiadomo, że wielu uważało tamten etap rozwoju wioski za lepszy. Krwawe egzaminy czyniły ich Shinobi silniejszymi… Ale w czyich oczach? — To jest szansa. Powinieneś ją traktować jak pierdolony zaszczyt. Jeśli nie dla siebie, to dla wioski. —Przekleństwo nie zmierziło Hidekiego, którego wzrok osunął się leniwie do blatu biurka, potem do podłogi. Wraz z ruchem głowy, którą obrócił nieznacznie w bok, jego oczy przeniosły się gdzieś w bliżej nieokreśloną przestrzeń.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Hn. — Jedynie ciemniejące od napięcia tęczówki Doku się poruszyły, przesuwając na sam skraj białek. Spojrzenie jego i niebieskowłosego znowu się starły. Na boku odsłoniętej, masywnej szyi zaczęła drgać żyłka, ale to jeszcze nie był moment, w którym Ao wyprowadziłby Hidekiego z równowagi. — Nie zmienię decyzji…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Hideki... — Dłonie jednookiego jakie ułożone miał na blacie biurka, zacisnęły się powolnie, bielejąc od siły jaką w to wkładał. Powstrzymywał się i potrzebował chwili, aby jego ręce na nowo się rozluźniły. — Uparty z ciebie skurwysyn… — Wraz z rozbawionym uśmiechem, pokręcił głową z niedowierzaniem. Jego reakcja nijak nie wpłynęła na jasnowłosego. Nie wzdrygnął się i nie potraktował tego, jako obrazę. Niecierpliwił się, ale milczał. Nie miał nic więcej do powiedzenia… To co miało zostać powiedziane, zostało powiedziane. Nie było sensu udawać, że jeszcze mu na tej wiosce zależało. — Wioska nie może funkcjonować bez Kage… A w tym momencie najlepszą opcją jesteś ty… </p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Nie jestem… — mruknął stanowczo, uważając, że ta decyzja już zapadła, a jego obecność tam była stratą czasu… Zwłaszcza że Ao potraktował jego odpowiedź jako dobry żart. Hideki nawet nie stłumił w sobie pełnego ironii sapnięcia.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Oczywiście… </p><p style="text-align: center;">___________________</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Palce uniesionej ku górze dłoni przysłaniały mu widok na pomieszczenie, w jakim się znajdował. Urwany oddech zdawał się głośniejszy od deszczu, który uderzał o szyby okien. Miał otwarte oczy, ale nie widział niczego. Jego spojrzenie zastygłe w bez ruchu, nie dostrzegało kształtów mebli, które znajdowały się w ciemnym salonie. Cały ten czas jego własny umysł podsuwał mu obrazy jakie zaledwie przed momentem sprawiły, że zerwał się ze snu. Ciało, okryte kołdrą od pasa w dół, zasnute miał cienką warstwą potu. Drżało i było pokryte gęsią skórką. W uszach odbijał mu się dźwięk szybko bijącego serca. Krew krążyła niespokojnie w jego żyłach.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Hideki znajdował się na granicy snu i jawy, bo chociaż był obudzony, to stale powracał wspomnieniami do tego, co przed momentem widział i czuł… Wszystko jakby w spowolnionym tempie przedstawiało wojnę. Moment, w którym ciężkie ciało Kumokańczyka padło na ziemię, dogorywające i zakrwawione. I chociaż wtedy już się nie uśmiechał, to w koszmarze nie przestawał tego robić. Oboje tonęli we krwi, jaka zewsząd ich otaczała. Było cicho. Pole walki wymarło. Była też ona. Nie widział jej twarzy, bo stała obrócona do niego plecami. Ilekroć próbował przypomnieć sobie szczegóły tego jak wyglądała, wszystko stawało się niewyraźne. Nie musiał się wysilać, by zrozumieć kim była. Kogo przedstawiała postać, do której, ilekroć sięgał, oddalała się. Za każdym razem, gdy w marze sennej próbował ją wołać, jego głos zamierał w jego gardle…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Hmmm… — Dźwięk wydostający się z jego gardła, przypominał bardziej charkot, spowodowany tym, że chwilę temu spał. Zniekształcony, pomógł mu wypuścić powietrze z płuc, gdy ciężej odetchnął. Dłoń, którą zasłaniał oczy, przesunęła się po nich ciężko, ocierając mokre powieki, potem wilgotne policzki. Po tak wielu nocach, Hideki nie był już pewien czy były to łzy, czy pot. Słabość, którą objawiał, była czymś czego na co dzień nie akceptował. — Kurwa… — Niskie przekleństwo nadal niewyraźne wydostało się spomiędzy jego ust. W jego głowie panował chaos, a to z kolei sprawiało, że odczuwał ćmiący ból w tyle czaszki. — Cztery, pierdolone godziny… — Uświadomił sobie, że właśnie tyle spał, gdy dojrzał godzinę na zegarze naściennym, a z niego jego zamglone koszmarem oczy, osunęły się na ledwie widoczny pakunek. Ten sam, jaki oddał mu Shibakuchi…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Kanciasta łapa zacisnęła się na połach pościeli, która leżała na jego nogach. Mocniej i szczelniej, wypełniając przerwy pomiędzy jego palcami. Z każdą sekundą, z jaką wpatrywał się w zawiniętą w kawałek materiału broń, jego oddech stawał się głębszy. Jego oczy otwierały się coraz szerzej, gdy w końcu, silnym ruchem dłoni odrzucił kołdrę na bok. Gołe stopy zetknęły się z posadzką. Wraz z grymasem bólu na twarzy, podniósł się ku górze i pokierował do łazienki, by ukoić rozpalone ciało. Myśl, że chłodny prysznic zmyje z niego niepokój i ukoi szalejący w głowie chaos była pełna nadziei. Ta jednak szybko zniknęła, gdy nawet po dłuższym czasie, tak się nie stało. Nie przejmował się tym, że pozostawiał za sobą mokre ślady stóp, szukając ubrań jakie mógł na siebie nałożyć. Nie zamierzał już spać… </p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Jasne włosy opadały na czoło pod naporem wilgoci. Z napiętego karku spływały kropelki wody, mocząc biały podkoszulek. Ciężkim ruchem ręki, w której trzymał złożone ubranie, wepchnął je do plecaka. Ten znajdował się pomiędzy jego nogami, na ziemi. Mężczyzna siedział na skraju rozłożonej sofy, na jakiej nadal leżała skopana w kąt pościel. Sińce pod oczami stały się mniej widoczne, gdy mężczyzna rozbudził się kubkiem czarnej kawy. Ruchy miał nadal sztywne, a oddech pomimo czasu jaki minął od obudzenia, nadal nierówny. Szczęki zaciskał tak mocno, że w policzkach powstały dołeczki, a dziąsła paliły pod naporem zębów. Jego ciało było pochylone do przodu, a głowa znajdowała się nisko na wysokości barków. Cisza, jak jeszcze nigdy, przeszkadzała mu.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Minęły już dwie godziny od momentu, w którym zrywając się ze snu, próbował przekonać sam siebie, iż dręczące go koszmary były jedynie obrazami usnutymi przez jego wyobraźnię. I chociaż od wojny nie było ani jednej nocy, którą spokojnie by przespał – to właśnie ta była jedną z gorszych. Dłonie nadal lekko mu drżały, nadal odczuwał brak snu. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Kurwa… — warknął cicho pod nosem, sapiąc przy tym ciężej, gdy pusta dłoń zaparła się o wyższą część uda i potarła o nie. Świtało, gdy zaciskając palce na dwóch sznurkach plecaka, pociągnął za nie, szczelnie go zamykając. Podnosząc się ku górze poczuł szarpnięcie w udzie, co sprawiło, że na ponurej twarzy pojawił się grymas bólu. — Mmmmm… — Przeciągły pomruk wydostał się z gardła. Doku zachwiał się, ale ustał w pionie postępując krok ku leżącym niedaleko katanom. Wystarczyło, by się obrócił, a dostrzegłby stojącego w progu kawalerki bruneta. Słyszał jak wchodził do środka. Wyczuł jego czakrę już wcześniej. Stał za jasnowłosym z założonymi na piersiach rękoma, obdarzając przyjaciela pełnym zmartwienia spojrzeniem.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Paliło się u ciebie światło. — Nanao nigdy nie musiał się tłumaczyć Hidekiemu, ale zdecydował się właśnie od tego zacząć rozmowę.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Ta… — Krótkiej odpowiedzi, która padła spomiędzy pokiereszowanych ust Hidekiego towarzyszył dźwięk wsuwanej do pochwy katany. Nie dodawał nic więcej, by Nakamura mógł mówić dalej. Brunet poruszył się, stawiając najpierw jeden, a potem kolejny krok, ręce rozplatając, by zaraz wsunąć dłonie w kieszenie spodni.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— To dzisiaj? — Zapytał, ale Hideki mu nie odpowiedział. Bił od niego spokój, a dłonie już nie drżały. Włożył dużo wysiłku w to, by Nakamura tego nie dostrzegł. Koszulka na karku mężczyzny przyklejona do skóry przyjemnie go chłodziła zamiast sprawiać dyskomfort. — Jeśli chcesz, mogę ci pomóc ją znaleźć… — Odezwał się znowu brunet, unosząc przy tym ciemne brwi ku górze. — Masz mało informacji, stary…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Wystarczająco… — Dopiero wtedy spojrzenie jego i Nanao się spotkały. Jasne brwi Hidekiego były rozluźnione, a spojrzenie nie tylko zmęczone, ale i obojętne. Leniwym ruchem dłoni, sięgnął do karku, pocierając go w taki sposób, że szorstkie palce wsunął pod poły koszulki. — Sam to zrobię… — Opuścił rękę z szyi, układając ją wzdłuż ciała, spojrzeniem przesuwając po przygotowanych rzeczach, jakby oceniając czy wszystko miał gotowe.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— No, dobraaa … — Brunet westchnął w nerwowym odruchu. Wiedział, że przychodząc tam miał ostatnią szansę na to, by porozmawiać z przyjacielem, choć to nigdy nie było najłatwiejsze. Brunet potarł dłonią o dłoń. — Co, jeśli ta dziewczyna nie żyje? — Jedno zdanie wystarczyło, by przyciągnąć uwagę Hidekiego. Nagle wspomnienia koszmarów, które dręczyły go co noc, zamajaczyły przed jego oczyma. Chwila spokoju, jaką przyniosła mu gadatliwość Nanao, zniknęła. Brązowe oczy Doku pociemniały. Nie powinno było mu tak zależeć na młodej Shibakuchi, oraz obietnicy złożonej jej bratu, ale mrowienie sunące po jego kręgosłupie zdradzało jednak fakt, że było inaczej. Uwaga i ostrożność obudziły się w nim, wraz powolnie wciąganym oddechem do płuc. — Rozmawiałem z Ao… Nie mówiłem mu o niej. To twoja sprawa, ale gdybyś się chociaż zastanowił nad… — Krótkie, pełne rozbawienia sapnięcie wydobyło się spomiędzy nozdrzy Hidekiego. Tyle mu wystarczyło. Leniwy uśmiech nie dotarł do jego oczu.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Znajdzie ją dla mnie?</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Może…</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Nie obchodzi mnie propozycja Ao… — Uśmiech powolnie nikł na poszarpanych blizną wargach Hidekiego. Wiedział, że Nanao miał w tym swój własny interes i chociaż był mu przyjacielem, nawet on nie mógłby wpłynąć na zmianę jego decyzji. — A dziewczynę znajdę sam... — Nie chodziło jedynie o sam fakt braku poczucia przynależności do Kiri. Hidekiemu zależało na nieznanej dziewczynie bardziej niż na wiosce. To dowodziło, że był cholernie złym kandydatem na kolejnego Mizukage. Było to dla niego żartem, że brali go w ogóle pod uwagę… Że dostrzegali w nim kogoś dobrego, godnego tego cholernego stanowiska. Sam nie wiedział co miało stać się jego celem po Wiosce Liścia, ale coraz częściej nachodziła go myśl, że jego domem wcale nie było Kiri.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— W porządku, spokojnie… — Głos Nanao nabrał na łagodności i rozbawionej nucie, jaką dopełnił słaby uśmiech, gdy bez wahania zajął miejsce na jednym ze stojących w pomieszczeniu foteli. — Chciałem po prostu jakoś pomóc… — Dodał znacząco, prostując obie nogi, a plecy odchylając do tyłu, zaparł na sztywnym oparciu. Dłonie splótł na wysokości pasa, krzyżując palce. — Wyglądasz jak duch… I ruszasz się wolniej niż wcześniej. — Nie mógł dostrzec jak kąciki ust Hidekiego drgnęły, ledwie widocznie i tylko na krótką chwilę.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Hn. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Po prostu daj znać, jak będziesz czegoś potrzebował... — Na te słowa szczęki Hidekiego ponownie mocniej się napięły, a spojrzenie drgnęło. I chociaż na niego nie patrzył, wyczuł w głosie bruneta to, że ten się uśmiechnął.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Nanao spędził u Hidekiego kolejną godzinę. Głównie to brunet mówił, a Doku go słuchał, co jakiś czas odpowiadając mu pół słówkami. Nie powracali już do tematu Ao. Jedynie kroki jakie później rozniosły się po pomieszczeniu były dowodem na to, że jasnowłosy znowu został sam. Drzwi trzasnęły za Nakamurą, a wraz z tym dźwiękiem Doku zrozumiał, że już nic nie powstrzymywało go przed wyruszeniem do Konohy. Potrzeba odnalezienia Shibakuchi przypominała ciężar, który nosił każdego dnia wewnątrz siebie. Nieprzyjemne uczucie, narastającego niepokoju... Jego wnętrzności były ściśnięte.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Szerokie barki opadły, wraz z głębszym wydechem jaki wydostał się spomiędzy jego nozdrzy. Znowu jedynym co słyszał, był deszcz walący w ściany jego mieszkania. Obracając się, wyciągnął masywną rękę w kierunku leżącego na łóżku, pakunku. Biały materiał w jaki owinięta była broń sprawnie dał się rozwiązać palcom Hidekiego, który sapnął ciężko, gdy opadł na brzeg sofy, siadając na niej z szeroko rozstawionymi nogami. Ściągając jasne brwi, pełne uwagi spojrzenie skupił na dłoni w jakiej, teraz zamiast szmatki trzymał Ukryte Ostrze… Skórzana rękawica była lekka, w paru miejscach poprzecierana. Na ostrzu jakiego widoczny był tylko wystający wierzch, nie było już krwi. Starł ją, podejrzewając, że byłaby ona widokiem, jakiego siostra Shibakuchiego mogłaby nie chcieć widzieć. Tak naprawdę Kirijczyk nie wiedział nawet ile ta dziewczyna mogła mieć lat. Jej brat nie zdążył mu nic powiedzieć, dusząc się własną juchą. Znalezienie jej nie miało stanowić problemu. Konoha w świecie Shinobi uchodziła po wojnie, za miejsce cudowne do życia. Za państwo, gdzie rodzili się bohaterowie – Hideki podejrzewał, że na pewno udzielą mu o niej informacji.</p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Mocno zarysowana szczęka mężczyzny poruszyła się. Kołysząc nią raz w jeden bok, raz w drugi, czuł jak mocno była do tej pory zaciśnięta. Napięcie go nie opuszczało, ale zaczynał nad nim panować pomimo myśli, że młoda Shibakuchi mogła okazać się wojenną sierotą, potrzebującą opieki, jakiej on nie mógłby jej zapewnić. Cóż... Większość z nich w tak brutalnym świecie była sierotami. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Myślał o młodej Shibakuchi i dziwnej potrzebie odnalezienia jej, jaka się w nim obudziła. Wraz z nią przychodziły również wizje tego co miało dziać się dalej… Bo z jakiegoś powodu Kiri przestawała być miejscem do jakiego Hideki chciałby wrócić. Mężczyzna dźwignął się ociężale ku górze nie zamierzając dłużej roztrząsać myśli jakie krążyły po jego głowie. Pozostawiając je za sobą, dosięgnął do plecaka jaki leżał na kanapie tuż obok i silnym ruchem zarzucił go na siebie. Chwilę później palce ułożone na klamce drzwi, zacisnęły się mocniej. Nie upewniał się co do tego czy wszystko ze sobą miał, bo nie należał do roztrzepanych ludzi. Nie rozglądał się, wolną dłonią sięgając do ciężkiego kaptura jaki opadał mu na plecy, nasuwając go w kolejnej chwili na głowę. Pociągnął za klamkę, a kiedy wyszedł z mieszkania na deszcz, tuż za jego plecami rozległo się trzaśnięcie. W powietrzu wyczuwalna była wilgoć i chłód do których był przyzwyczajony. Kiri nadal pogrążona była we śnie, a Hideki poprawiając wiszący na ramieniu plecak, ruszył w kierunku portu…</p><p style="text-align: justify;">_____________________</p><p style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-small;">Cytat: Kaleo -Way Down We Go</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhV3v0Xj6p7f9EYUmUaaSj8AgahBscLpA9b56Hhvqu1_88EIrb8f_tDDwsgQzxVzYm2TdRTWmeEdkjv95FuPBpLYG8OCXgnLC3Sluh9Kki46SHF9Kc3Tl4aG2D2Xu_0ZZppNCL5Jn01H5BsgJe6hXKlJHuMupf-rGF71eaecPPjHLtM9HSNO0flYHHe=s427" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="342" data-original-width="427" height="256" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/a/AVvXsEhV3v0Xj6p7f9EYUmUaaSj8AgahBscLpA9b56Hhvqu1_88EIrb8f_tDDwsgQzxVzYm2TdRTWmeEdkjv95FuPBpLYG8OCXgnLC3Sluh9Kki46SHF9Kc3Tl4aG2D2Xu_0ZZppNCL5Jn01H5BsgJe6hXKlJHuMupf-rGF71eaecPPjHLtM9HSNO0flYHHe=s320" width="320" /></a></div><br /><span style="font-size: x-small;"><br /></span><p></p>Unknownnoreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-1862642393950655041.post-14688475861140560852021-09-17T12:00:00.008-07:002022-01-08T16:13:20.547-08:00rozdział pierwszy<p style="text-align: right;"><span><b> "Każda łza to deszczowa parada z piekła."</b></span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: x-large;"><br /></span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-size: x-large;">R A I K E S</span></p><p><span style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;"><span> </span>Ręce jakimi wspierała się o mokrą ziemię pola bitwy drżały. Każdy oddech wypełniający jej płuca palił. Rude, jakby płonące żywym ogniem, włosy wysunięte z grubej kity okalały jej spoconą i brudną twarz, na której malowała się determinacja. Długi kosmyk ciągnął się przez środek jej opalonej twarzy po nosku w dół, przyklejając się do pokrytego krwią złamania po jego środku. Klęcząc w rozsypującym się kokonie, zagubionym wzrokiem sunęła po budzących się ze snu żołnierzach. Widziała wiele podobnie zdezorientowanych twarzy nim dotarły do niej słowa, na które wszyscy desperacko czekali: wygraliśmy. </span><i style="text-align: justify;">I chociaż wojna właśnie dobiegła końca, Raikes czuła, jakby wcale tak nie było.</i></p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;"><o:p></o:p></p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">Świat był pokryty świeżymi bliznami, a prosto na nie polały się bezlitosne fale żałoby. Pomimo tego, że wygrali, Shibakuchi miała wrażenie, że jej świat całkowicie się posypał. Jak miałaby czuć inaczej, patrząc na fotografię swojego brata, której róg pokryty był czarną wstążką? <o:p></o:p></p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">Od ilości wylanych łez pękała jej głowa… To było naprawdę dziwne uczucie - stać tuż przed jego zdjęciem, znajdującym się w rządku innych ramek ustawionych tam ku czci poległych żołnierzy. Białe kwiaty złożone pod nazwiskami zabitych shinobi wręcz boleśnie kontrastowały z czernią ubrań tych, którzy żyli. Byli tutaj, na uroczystości poświęconej tym, którzy oddali za nich swoje życie na wojnie.<o:p></o:p></p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify;"> Stając się shinobi wiele lat temu, miała świadomość tego, że jej najbliżsi będą ginąć, ale ta wojna przyniosła ze sobą więcej strat niż Raikes była w stanie udźwignąć. Widok napisu <i>Takuji Shibakuchi</i> wyrytego na nagrobku wywoływał w niej mdłości. Kiedyś w jej złotych oczach jawił się blask. Kiedyś kochała życie i wolność… A teraz nie wiedziała kim była kobieta patrząca na nią w lustrzanym odbiciu. Nie była już natchnieniem do książek, ani siostrą i miała też wrażenie, że od bardzo długiego czasu nie była również kobietą swojego mężczyzny. Nie miała pojęcia kim była, prócz dziewczyny, która straciła zbyt wiele by wiedzieć co, kurwa, teraz. Nie było Jiraiyi, nie było Teja, a Kakashi… Żył. I choć póki co było to dla niej na razie najważniejsze, nie wiedziała już kim dla siebie byli...<o:p></o:p></p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: center;">___</p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">W lokalu w jakim się znajdowały nie było wcale pusto, ale panowała w nim głucha, nieprzyjemna cisza. Nad stolikami wisiały ponure twarze. Mało kto coś mówił, a jeśli już to robił, to ledwo poruszał ustami wydając z siebie mało słyszalny i niewyraźny mamrot. Nie pachniało pysznym jedzeniem, mięsko nie skwierczało na dużych grillach… Nad stolikiem jaki Raikes zajmowała razem z Kayeko wisiały przygaszone lampy, których żółte światło opadało na kość policzkową mulatki oraz palce pokryte strupkami, jakimi bezsilnie stukała o drewniany blat. Wspierając się na drugiej ręce, dłoń miała do połowy wsuniętą w grube pukle rudych włosów. Była wykończona. Była zmęczona łzami i cierpieniem – a najgorsze było w nim to, że wcale nie malał. Twarz Teja cały czas jawiła jej się przed oczami. Cały czas słyszała w głowie jego głos i śmiech, i kiedy to wywoływało w jej sercu ogromne ciepło, pojawiała się zaraz ta pierdolona rozpacz.<o:p></o:p></p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">— Nie wierzę, że go nie ma… — Szepnęła, wiedząc, że nie musiała mówić głośniej, by Kayeko ją usłyszała. Z jednej strony gryzło ją to, że w takim momencie nie było przy niej Kakashiego, ale jednocześnie czuła całą sobą, że w tej chwili nie potrzebowała nikogo innego prócz Yakushi, bo ona również nie potrafiła pogodzić się ze śmiercią Teja - był jej przyjacielem i ramię w ramię walczyli w czasie wojny, a teraz musiała zaakceptować fakt, że nigdy więcej go nie zobaczy. Co prawda podczas bitwy straciła wiele osób, które znała chociażby z widzenia i łączyły ją z nimi pojedyncze wspomnienia, ale choć ich śmierć odcisnęła na niej swoje piętno, to na pewno nie tak mocne, jak w przypadku Shibakuchiego. Również myślała, że jest na to przygotowana — w końcu wszyscy shinobi muszą liczyć się z tym, że pewnego dnia mogą utracić swoich bliskich — ale szczerze mówiąc, w ogóle nie była. Za każdym razem, gdy jej myśli wędrowały w kierunku przyjaciela, czuła przejmujący ból w klatce piersiowej, a łzy cisnęły się jej do oczu. Nie była przyzwyczajona do reagowania w ten sposób na śmierć drugiej osoby; zawsze powtarzała sobie, że nie może okazywać słabości, ale tym razem było to od niej silniejsze. Cieszyła się, że tym razem miała przy sobie Raikes, ponieważ jej obecność przynajmniej w pewnej części była w stanie uśmierzyć odczuwany przez Yakushi ból. Właściwie, teraz gdy Teja już nie było, przyjaciółka pozostawała jedyną bliską jej osobą. Nie miała pojęcia, co by ze sobą zrobiła, gdyby i jej zabrakło. Wolała jednak nie wędrować myślami w te rejony, gdyż to tylko jeszcze bardziej by ją dobiło.<o:p></o:p></p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">— Ciągle mam wrażenie, że za moment wejdzie tutaj i zapyta nas, czemu jesteśmy takie przybite — odparła, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Bardzo wyraźnie widziała tę chwilę oczami wyobraźni, do tego stopnia, że miała wrażenie, iż czuła zapach Teja tuż obok siebie. Nie była w stanie powstrzymać łez, które zebrały się w kącikach jej oczu, gdy uświadomiła sobie, że to tylko iluzja. Tak bardzo chciała, żeby wrócił. — I pewnie teraz gapi się na nas z tą swoją zawadiacką miną, śmiejąc się, że siedzimy w barze i go opłakujemy. — Zaśmiała się, choć tak naprawdę nie wierzyła w żadne życie pozagrobowe. Miała przykrą świadomość tego, że w momencie, w którym wróg zadał Tejowi śmiertelny cios, ten całkowicie przestał istnieć. <span style="text-indent: 35.4pt;">Dla mulatki to była niewyobrażalna tragedia, ale zdawała sobie ona sprawę z tego, że dla Yakushi Tej nie był <i>tylko</i> przyjacielem. Wraz z tą myślą, momentalnie uniosła swoje złote oczy ku dziewczynie i przyjrzała jej się. W nieco sądny sposób… Jakby wymagała od niej, by znajdowała się co najmniej w takiej samej rozsypce, w jakiej była ona sama. Jakby szukała jeszcze kogoś, kto tak, jak ona, wziąłby na siebie ciężar odpowiedzialności za jego śmierć. To było dziwne, toksyczne uczucie i zdecydowanie okrutna myśl, ale nawet zdawanie sobie z tego sprawy nie powstrzymało Raikes przed kolejnymi słowami.</span></p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;"><o:p></o:p></p><p class="MsoNoSpacing" style="text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">— Między wami do czegoś doszło, prawda? — To niby było pytanie, ale brzmiało bardziej jak twierdzenie. Wypowiedziane z wyrzutem i surowo… Ale ta surowość momentalnie zniknęła z jej zmęczonego spojrzenia, gdy czarne oczy Yakushi uniosły się na nią w reakcji, a w obrazie, który stworzyła sobie wyobraźnia mulatki pojawił się Tej… Spuszczający łeb ku dołowi, chowający za dłonią zawadiacki uśmiech jaki był reakcją na imię niebieskowłosej kunoichi. Ten obraz ją piekielnie zabolał, bo ta dwójka miała realne szanse na to, by się wzajemnie uszczęśliwić. W oczach Raikes już od samego początku rysowali się jako świetnie dobrana para, a teraz wojna odebrała go zarówno jej, jak i Yakushi. Kurwa, był tak dobrym facetem… Opiekuńczym, wrażliwym, inteligentnym i zabawnym. Jego śmiech był w stanie rozbawić nawet największego ponuraka. Był wyrozumiały i nikogo nie oceniał. A teraz pozostał im po nim nagrobek. Raikes miała pewność, że Tej był zadurzony w Yakushi i wątpiła, by z drugiej strony wyglądało to inaczej. Na krótką chwilę zdążyła się opanować, chociaż pytanie „gdzie wtedy byłaś?” cisnęło jej się na usta. Odwracając głowę w bok, wbiła zmęczone oczy w przyciemnioną szybę przy jakiej siedziały. Kayeko i Tej byli w tej samej dywizji podczas wojny – tak się akurat złożyło. Skoro walczyli "ramię w ramię", to gdzie była, kiedy umierał?<o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify;">Pytanie zadane przez Raikes przeszyło serce Yakushi niczym idealnie wycelowana strzała. Dotychczas starała się nie myśleć o tym, co wydarzyło się między nią, a Tejem przed bitwą, wiedząc, że wspomnienia te będą dla niej jedynie źródłem cierpienia. Teraz jednak nie mogła się przed nimi schronić, ponieważ chciała być szczera wobec przyjaciółki, chociaż wolałaby, aby ta nie zadawała jej tego pytania z takim wyrazem twarzy. Jednakże z drugiej strony rozumiała, że Shibakuchi właśnie straciła brata, wobec czego Kayeko nie powinna odbierać jej złości tak personalnie. Ona również skrywała w sobie wiele emocji, ale lata praktyki nauczyły ją jak trzymać je skutecznie pod kloszem i nie pozwolić im ujrzeć świata dziennego. <o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify;"> — Zanim wyruszyliśmy na pole bitwy zaprosił mnie na randkę — wyznała po dłuższej chwili milczenia, podczas której zbierała się do tego, żeby w ogóle wypowiedzieć te słowa. Wcale nie było to dla niej proste. — Dobrze wiesz, że wodziłam za nim oczami od dawna, robiąc przy tym z siebie kretynkę i myśląc, że on niczego nie widzi, ale… — Tu zatrzymała się, czując, jakby jakaś niewidzialna dłoń zacisnęła się na jej gardle. Raikes z cierpkim przełknięciem śliny dostrzegła łzy, które nagle pojawiły się w kącikach czarnych oczu. Ból był zbyt silny. — Cóż, na pewno zrobił to w swoim stylu. W sensie, wiesz, bardzo bezpośrednio — zaśmiała się, ale w tym dźwięku nie dało się usłyszeć żadnej radości. Był to cholernie smutny śmiech. — Na początku, kiedy powiedział, żebym się z nim umówiła, myślałam, że po prostu robi sobie ze mnie żarty. Ale później spojrzałam na niego... W sensie, naprawdę się mu przyjrzałam, i zdałam sobie sprawę, że on mówi poważnie. No, i zgodziłam się, mieliśmy iść… Wiesz, jak to wszystko się skończy, ale on… — Zagryzła mocno wargę, nie chcąc się rozpłakać, bo ostatnie, czego chciała, to załamać się tu i teraz gdy Raikes potrzebowała jej pomocy. Dlatego całą sobą walczyła z tymi wszystkimi uczuciami, nie dając im nad sobą zapanować. <o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify;">Kakashi był wtedy z nimi. Był ich dowódcą. Raikes nie mogła przestać myśleć o tym jak ta dwójka zawiodła nie tylko ją, ale też jej brata. Uczucie rozgoryczenia i wściekłości nie dawało jej spokoju nawet teraz. Nawet po tym jak wraz ze słowami Kayeko przed jej oczy zaczęły napływać obrazy przedstawiające jej brata - tak żywego, jak nigdy - zapraszającego Yakushi na randkę. Była zła, bo cierpiała. Była wściekła. Na siebie - że jej tam nie było. Na Kayeko - że miała ten pieprzony przywilej bycia przy nim, który zmarnowała. I na Kakashiego dokładnie za to samo. <o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify;"> — To gdzie wtedy byłaś? — Zrobiła to. Pomimo tego, że doskonale wiedziała, że nie powinna, to była względem Yakushi… Okrutna. Zwyczajnie okrutna. Chciała dać upust tej goryczy. Bolało ją serce i bolało ją całe ciało. Podpuchnięte i zaczerwienione oczy skierowały się prosto ku bladziutkiej twarzy Kayeko, rzucając jej bezlitosne spojrzenie. Pełne usta mulatki wykrzywiły się w groźnym grymasie. Czuła, jak szczypała ją delikatna i zaczerwieniona w tym momencie skóra pod oczami od nieustannego, kilkudniowego płaczu i ocierania łez palcami. Dziewczyna nie odpowiedziała jej od razu, więc Raikes zadała ten sam cios jeszcze raz. Jeszcze mocniej… — Skoro tak wodziłaś za nim oczami, to czemu nie robiłaś tego wtedy...? — Jej głos był zimny. Jej spojrzenie jeszcze nigdy nie było tak okrutne… A najgorsze było to, że to okrucieństwo wcale nie przyniosło upragnionej ulgi.<o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify; text-indent: 35.4pt;">— Byłaś kiedyś na wojnie, Raikes? — zapytała Yakushi, patrząc na swoją przyjaciółkę. Wytrzymanie jej spojrzenia wiązało się dla niej ze sporym wysiłkiem, ale zrobiła to, bo nie zamierzała dać się wpędzić w poczucie winy. — Myślisz, że to miejsce, w którym można uratować każdego? Albo co najmniej wszystkich tych, którzy są dla nas ważni? Bardzo bym chciała, aby to było takie proste, jak ci się wydaje, ale rzeczywistość jest cholernie okrutna — powiedziała. Czuła się teraz niesamowicie pusta i chociaż chętnie wykrzyczałaby te słowa prosto w twarz Raikes, to nie miała na to siły. Poza tym i tak nic by to nie zmieniło. — Idąc na pole bitwy, robimy to z zaufaniem do swoich towarzyszy. Wierzymy w nich, tak samo jak oni wierzą w nas. Inaczej nie potrafilibyśmy walczyć, bo ciągle oglądalibyśmy się na siebie nawzajem. — Nie spodziewała się, że Shibakuchi będzie w stanie to zrozumieć i że takie wytłumaczenie ją zadowoli, ale Kayeko nie zamierzała się przed nią tłumaczyć z tego, gdzie wtedy była i co robiła. — Chcesz obwiniać mnie i Kakashiego za śmierć Teja? Proszę bardzo, ale nigdy nie będę żałować tego, że zaufałam Tejowi.<o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify; text-indent: 36pt;">Raikes patrzyła na młodą kunoichi z lekkim zażenowaniem. Planem było, by to za nim ukryć wściekłość jaka w nią uderzyła po słowach Kayeko, która zwyczajnie… nie miała racji. Która tak bardzo myliła się, mówiąc i myśląc to wszystko, że mulatkę doprowadzało do wrzenia. Bo rzeczywiście ona nie miała tego zrozumieć najprawdopodobniej nigdy. <o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify; text-indent: 36pt;">— Łał… — Zaczęła, nie oszczędzając sobie lekceważącego tonu i spojrzenia, jakiego nie oderwała od przyjaciółki. — Za takie przemówienia też dostajecie wyróżnienia i medale? <o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify; text-indent: 36pt;">Shibakuchi porzuciła bycie shinobi dawno temu. Zostawiając wojsko za sobą, przyłączyła się do zboczonego Sannina, z którym podróżowała po świecie, odnajdując spokój właśnie w takim beztroskim życiu. Nie przekreślała znaku Liścia na swojej przepasce, ale nie przywiązywała do niej wagi. Znaczyła dla niej tyle, co nic. Pamiętała, że jej pierwsze wątpliwości co do zawodu kunoichi zaczęła mieć po tym jak od pewnego Jonina z Konohy usłyszała, że dobry żołnierz salutuje i wypełnia rozkazy. Z jednej strony to całkowicie miało sens. Było logiczne. Ale w jej główce zapaliła się wtedy czerwona lampka. Po raz pierwszy zadała sobie pytanie <i>“czy tego właśnie chcę?”. </i>Czuła, że pewne rozkazy po prostu są nie do wykonania. W przypadku Teja, oczywiście, że żałowała. Żałowała, że tylko kiwnęła głową, gdy przydzielono ją do innej dywizji. Żałowała, że zaufała nie tylko samemu Tejowi, ale również Kakashiemu, który zapewnił ją, że będzie miał go na oku. — Czasami zapominam, że jesteś shinobi. I ludzkie odruchy są ci totalnie obce… <o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify; text-indent: 36pt;">To było oczywiste, że po tej wymianie zdań Raikes nie zamierzała dalej spędzać dnia w tym miejscu i towarzystwie Yakushi. Podnosząc się od stołu, nawet nie zerknęła w jej kierunku - dostrzegając w niej w tym momencie wroga - współwinowajcę tragedii przez jaką obie przechodziły. <o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify; text-indent: 36pt;">— Ale postaram się pamiętać o tych ckliwych słowach, kiedy będę zabierać rzeczy Teja z jego mieszkania — rzuciła na koniec, nie szczędząc sobie tego, by w drodze do drzwi rzucić pod nosem obelgą. <o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: center; text-indent: 36pt;"><o:p> ___</o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify; text-indent: 36pt;">Po pogrzebie dni zaczęły jej się zlewać w jedną całość – wszystkie były takie same, a noce bezsenne. Kakashi wychodził do nowej pracy, a ona gniła w łóżku, póki z niej nie wrócił. Była pewna, że po stracie siwowłosego Sannina doskonale poznała gorzki smak żałoby, ale teraz zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo się wtedy myliła. To dopiero po śmierci Teja zawalił jej się cały świat. Nie była sobą. Była wrakiem i w niczym nie przypominała kobiety sprzed wojny. Całe dnie spędzała zawinięta w kłębek pościeli, nie jedząc i nie pijąc, nie pozwalając nawet najdrobniejszemu promykowi słońca dostać się do pomieszczenia przez szczelnie dociśnięte do siebie zasłony. Nieustannie dręczące ją bóle głowy popijała nawet paroma tabletkami przeciwbólowymi dziennie. Miewała noce podczas których zwyczajnie nie spała pogrążona w myślach, z pustym spojrzeniem wbitym w ścianę i były też takie podczas których płakała z twarzą wciśniętą w poduszkę, odwrócona do Kakashiego plecami. Czasami ją słyszał, przyciągał ją do siebie i zamykał troskliwie w ramionach, czasami mu na to nie pozwalała, wstając z łóżka i kryjąc się w łazience, a czasami mężczyzna spał tak głęboko, że nie słyszał ani jednego szlochu. <o:p></o:p></p><p><o:p></o:p></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: justify; text-indent: 36pt;">Dawała się całkowicie pochłonąć rozpaczy i ignorowała każde pukanie do drzwi, jeśli takowe się pojawiało. Ukrywała się przed wszystkimi. Ukrywała się przed światem i przed samą sobą - unikając patrzenia w lustro przy okazji korzystania z ubikacji jakie niestety było nieuniknione. Wiedziała co w nim zobaczy. Popękane usta, wysuszoną i pobladłą cerę, brudne włosy i sińce pod oczami… Ale tak naprawdę dla Raikes jej wygląd – choć tragiczny – nie miał tak dużego znaczenia, jakie miałoby spojrzenie sobie w oczy i zobaczenie w nich własnego upadku... </p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: center; text-indent: 36pt;"><span style="text-indent: 36pt;">______________________________________________</span></p><p style="margin-bottom: 12.0pt; margin-left: 0cm; margin-right: 0cm; margin-top: 12.0pt; margin: 12pt 0cm; text-align: left; text-indent: 36pt;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_AqtztycFrJTx40NhQN1PYUJrhV7r7qQeghC99wPN8c_BeM0j6atSYZnoqeWm6_eygYyrRVRRBD6v9ZIEwMnmAzwawUOja2XlU50sVP7D0ltw-Pnfvjz3rxq8enb3Win6MQleTiUzhSA/s320/ebfb16761c569f23dfba69625e37fa95.gif" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="213" data-original-width="320" height="113" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_AqtztycFrJTx40NhQN1PYUJrhV7r7qQeghC99wPN8c_BeM0j6atSYZnoqeWm6_eygYyrRVRRBD6v9ZIEwMnmAzwawUOja2XlU50sVP7D0ltw-Pnfvjz3rxq8enb3Win6MQleTiUzhSA/w170-h113/ebfb16761c569f23dfba69625e37fa95.gif" width="170" /></a> </div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: verdana; font-size: xx-small;"><span> </span><span> </span>^ to ja, po skończeniu tego rozdziału.</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: verdana; font-size: xx-small;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: verdana; font-size: xx-small;">Uff. To było ciężkie ~ ! Zdaję sobie sprawę z tego, że Raikes jest aktualnie okropna (i jeszcze jakiś czas będzie, shhh), ale jesteśmy na samym początku drogi, am i right? Mam nadzieję, że udało mi się dobrze przedstawić to, w jak beznadziejnym jest stanie iiii że nie skreślicie jej z powodu jej <i>malutkiej</i> załamki.</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: verdana; font-size: xx-small;">Rozdział był współtworzony z Julą, do jakiej należy Kayeko ❤</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: verdana; font-size: xx-small;">Razem z Kuso bardzo dziękujemy za ciepłe przyjęcie w narutowej blogosferze</span><span style="font-family: verdana; font-size: x-small;">❤</span><span style="font-family: verdana; font-size: x-small;">❤</span><span style="font-family: verdana; font-size: x-small;">❤</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: verdana; font-size: xx-small;">Cytat: <a href="https://www.youtube.com/watch?v=Z1pmpDRrQhU" target="_blank">Ariana Grande - ghostin</a>, bo love me some Ariana.</span></div><p></p>Heir Hrushhttp://www.blogger.com/profile/09410559081554489020noreply@blogger.com15tag:blogger.com,1999:blog-1862642393950655041.post-80529046339723242722021-09-06T02:59:00.011-07:002022-01-08T16:13:32.253-08:00prolog<p style="text-align: center;"><span style="text-align: justify;"><span style="font-size: x-large;">C Z Ę Ś Ć P I E R W S Z A </span></span></p><p style="text-align: center;"><span style="text-align: justify;"><span><br /></span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: justify;"><span> </span>Barki mężczyzny powolnie unosiły się i opadały pod wpływem głębokiego, nadal rozespanego oddechu. Płuca wypełniały się znajomym zapachem, jaki jednak nie przynosił mu ukojenia i podświadomego spokoju. Nie było już na świecie miejsca, gdzie poczułby się dobrze. Gdzie nie poczułby się zaangażowany w to co miało miejsce zaledwie kilka dni wcześniej. Podłużna rana jaka przecinała jego wąskie usta, chociaż zasklepiona przez medyka, nadal była zaróżowiona i naciągała się boleśnie przy chociażby najmniejszym grymasie na jego ponurej twarzy. Mógł pozwolić sobie na większe mieszkanie, ale zajmował niedużą kawalerkę, w jakiej znajdowało się zaledwie parę mebli; w tym łóżko, na którym siedział. Nisko pochylony, zapierając się łokciami o kolana. Był nagi, ale jego ciało od połowy w dół zakryte było wymiętą pościelą jaką zarzucił na siebie w odruchu, gdy zaledwie przed momentem obudzony, odebrał zwój dostarczony przez członka ANBU. Było południe, ale pomieszczenie oświetlone było jedynie przez jasną smugę, jaka przedostawała się tam przez grube zasłony. Czoło miał zmarszczone, a jasne brwi ściągnięte w napięciu, jakiego jednak nie odczuwał…</span></p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Nie czuł złości czy niepokoju. Nie odczuwał też rozdrażnienia czy strachu… Ale obca była ulga, którą powinien czuć w związku z zakończeniem wojny. Nie czuł praktycznie nic, gdy poruszając nagą stopą w niechlujny sposób, odepchnął od siebie, leżącą na ziemi jedną z dwóch katan. Jej pochwę nadal pokrywała jucha i brud jakie podążyły za nim z pola walki. Nie wiedział już czyja krew pokrywała ostrze. Jego? Sojuszników? Wrogów? Przyjaciół…? Mięśnie jego mocno zarysowanej szczęki same się napięły, a zęby zacisnęły, gdy jeden metal uderzył o drugi. Białe włosy miał roztrzepane, opadające na lekko przepocone czoło. Ciężkie westchnienie rozeszło się po pomieszczeniu, gdy ciemne, ale i obojętne oczy dosięgnęły rozłożonego zwoju, z wiadomością od Rady Wioski. Mei była martwa. Zakopana w dolinie Kage. A oni poszukiwali kogoś kto zająłby jej miejsce. I na to miejsce on zdawał się być dla nich idealny. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span>— Pierdolenie…— Niski pomruk wydostał się z jego gardła, zniekształcony przez zaspaną chrypkę, gdy ociężałym ruchem dźwignął się ku górze, do pozycji stojącej. Masywne ciało zachwiało się z pierwszym krokiem. Zakulał, wydając przy tym ciche syknięcie. Pościel osunęła się z niego, pozostawiając go całkowicie nagim, gdy podchodząc do zwoju, nieśpiesznym krokiem, opuścił na niego wzrok. Jego skóra była pokiereszowana, ale nowszych blizn wcale nie było więcej niż tych starych – tych, do których powstania przyczynił się czwarty Mizukage. Sam ten tytuł napawał go obrzydzeniem, czego nie była w stanie zmienić nawet Mei Terumi, wprowadzając reformy na jakie czekał od wielu lat… Zbyt wielu. I może właśnie to czekanie sprawiło, że nawet one nie miały już dla niego znaczenia. </p><p style="text-align: justify;"><span> </span>Zaschło mu w ustach, kiedy patrząc z góry na zwój, przed oczyma stanęła mu opalona twarz mężczyzny, który choć nie pochodził z jego wioski, bronił jej. Wykręcił mu się żołądek, gdy przypomniał sobie jak Kumokańczyk umierał mu na rękach. Pomimo tego jak ważna była treść wiadomości, słyszał tylko ledwie wypowiedzianą prośbę tego mężczyzny, dotyczącą swojej siostry...</p>Unknownnoreply@blogger.com15